Organizacja szczytu klimatycznego w 2018 r. w Polsce to nadzieja na poprawę jakości powietrza w naszym kraju.
Jestem coraz większym zwolennikiem jak najszybszego wdrażania nowych technologii, przyjaznych dla środowiska naturalnego. W miesiącach jesienno-zimowych, szczególnie na terenach miejskich i podmiejskich, tam gdzie wciąż ogrzewa się węglem i drewnem – po prostu nie da się oddychać. Dlatego dla przeciętnego Kowalskiego ważniejsze jest to jakim powietrzem oddycha, niż ryzykowne hipotezy o efekcie cieplarnianym, które bardziej przypominają wiarę niż naukę.
Polepszenie jakości powietrza w aglomeracjach można uzyskać zaostrzając prawo dotyczące urządzeń grzewczych, a także sumiennie wykonując kontrole dotyczące spalania odpadów. Gołym okiem widać, że Polacy segregują śmieci na te, które spala się w dzień i te, które spala się w nocy.
Aby wyeliminować ten proceder wystarczyłaby zwykła kontrola śmieci, gdy bowiem ktoś kto ma duży dom wystawia jedynie raz w miesiącu kilka butelek, to wiadomo, że reszta jest „utylizowana” w piecu, a opary wdycha sąsiad.
Rozwój technologii grzewczych jest tak dynamiczny, że przesiadka z coraz droższych tradycyjnych pieców węglowych na nowoczesne metody ogrzewania nie jest już tak bolesna To tyle jeśli chodzi o skalę mikro. A w skali makro?
Tegoroczna konferencja klimatyczna COP w Makareszu przechodzi prawie bez echa. Jak dowiedzieliśmy się, Polska promowała na niej walkę z CO2 za pomocą sadzenia nowych lasów. To też dobra wiadomość w czasach niemal rabunkowej gospodarki zasobami naturalnymi.
Z kolei zapowiedź organizacji szczytu klimatycznego po raz trzeci w naszym kraju jest realizacją postulatu „nic o nas bez nas”. Bardzo dobrze, że czasy, gdy rząd godził się na wszystko, a polityka klimatyczna była prowadzona pod dyktando Niemiec i Francji odeszły w zapomnienie.