WYDARZENIA

Zniesienie granic, imigranci i prawdziwe pro life, czyli pseudokatolickie pomieszanie z poplątaniem wokół Trumpa

Donald Trump nie był z mojej bajki. Nie mogę jednak nie docenić tego, że w ciągu kilku pierwszych dni swojego urzędowania, zaczął on – nie tylko w sferze symbolicznej, ale i realnej – przeprowadzać konserwatywną rewolucję pro life. I to jest jego niewątpliwa zasługa, której nie można mu odebrać, choć próbują to robić zwolennicy katolicyzmu otwartego, nie tylko zresztą w Polsce.

Ich zdaniem postawa Donalda Trumpa nie jest konsekwentna, bowiem… broniąc życia (co pochwalają) nie chce on przyjmować uchodźców i imigrantów (co zdecydowanie potępiają). Problem polega tylko na tym, że o ile obowiązek ochrony życia ciąży na nas z samego prawa naturalnego, o zasadach katolickich nie wspominając, o tyle przyjmowanie uchodźców, znoszenie granic, uznawanie, że każdy ma prawo do lepszego życia w innym kraju, a obywatele tego nowego kraju mają obowiązek go przyjąć – już takiej podstawy nie ma. Nie istnieje obowiązek moralny (o religijnym nie wspominając) zniesienia granic, przyjmowania uchodźców itd. Można oczywiście oceniać moralnie decyzje Trumpa  dotyczące uchodźców czy rozbudowywania muru (wobec części z nich ma mieszane uczucia), ale… nie można ich stawiać na równi z jego decyzjami dotyczącymi obrony życia. Te drugie są bowiem o wiele bardziej fundamentalne.

 

O co chodzi katolickim (w USA istnieje bardzo mocna grupa także medialna, która krytykuje Trumpa) krytykom nowego prezydenta? W największym skrócie zarzucają mu oni budowę muru (co ma promować świat podzielony, a nie zjednoczony) na granicy z Meksykiem, a po drugie zablokowanie na jakiś czas przyjmowania uchodźców z krajów w większości islamskich. W obu przypadkach Trump ma niszczyć życie ludziom, narażać ich na śmierć z rąk ISIS, a także uniemożliwiać spełnianie marzeń. Kłopot z tymi argumentami jest tylko taki, że Trump jako prezydent USA ma obowiązki moralne i polityczne – w pierwszym rzędzie – wobec swoich obywateli. Ordo caritatis jest tu oczywiste. Jeśli polityk uważa, że uchodźcy mogą zagrażać bezpieczeństwu jego obywateli, to nawet jeśli wie, że pomoc im jest potrzebna, powinien podjąć działania, by najpierw chronić własnych obywateli. Ich bezpieczeństwo jest, z jego punktu widzenia, istotniejsze. Czy oznacza to, że skazuje on uchodźców przed ISIS na śmierć? Nie! Bo, choć niewątpliwie, w przypadku zagrożenia życia, pomoc jest konieczna, to nie musi ona oznaczać akurat przyjęcia do mojego kraju. Pomoc może mieć inny charakter, na przykład na Bliskim Wschodzie. 

 

Nie jest także prawdą, że czasowa blokada to jakiś skandal. Trump zapowiedział, że potrzebny jest czas, by zastanowić się, jak chronić obywateli USA przed niekontrolowanym napływem uchodźców, wśród których – co wiadomo – są także terroryści. Jednocześnie podkreślił, że zamierza w pierwszym rzędzie przyjmować chrześcijan. I to także wyrasta z rozsądnego Ordo Caritatis (mamy, jako chrześcijanie, większe obowiązki wobec innych chrześcijan, niż np. wobec muzułmanów), a także z politycznego dostrzeżenia, że chrześcijanie nie są zagrożeniem dla bezpieczeństwa USA, a część z muzułmanów nim jest (albo się nim stanie). I w tej sprawie Trump ma więc pełne prawo do takiej decyzji. Można ją oceniać, ale nie z perspektywy chrześcijańskiego potępienia moralnego, a normalnej debaty politycznej.

 

Nie ma także powodów, by nie umacniać granicy z Meksykiem. Istnienie granic jest faktem, z którym katolicyzm się godzi. Nie istnieje przykazanie prawa naturalnego czy Dekalogu, by znosić granice, i by przepuszczać każdego w dowolne miejsce. Państwa mają nie tylko prawo, ale i obowiązek chronić swoich granic. W interesie obywateli, dobrobytu czy bezpieczeństwa. A nie ma co ukrywać, że nieszczelna granica z Meksykiem, to nie tylko przemyt ludzi, ale i narkotyków. Wszystko to nie umacnia Stanów Zjednoczonych, ale niszczy poczucie bezpieczeństwa wielu Amerykanów. Nawet, gdyby tak jednak nie było, to nie istnieje prawo do mieszkania w USA. Nie mają go ani Meksykanie, ani Polacy, ani nikt inny. Ameryka ma prawo kontrolować swoje granice. O to, jak to robić, można się spierać. Katolicy mogą mieć w tej kwestii odmienne zdanie. Jedni mogą wspierać Trumpa w jego kontroli granic, inni mogą go za to krytykować. Nie ma tu jednej nauki, bo nie ma jednoznacznych wymogów moralnych w kwestii uchodźców. Jesteśmy im winni pomoc, ale… nie zawsze musi ona oznaczać to samo, na przykład otwarcie granic na niekontrolowany ich przepływ.

 

Czymś zupełnie innym jest obrona życia. Do niej  katolik jest po prostu zobowiązany. I za nią, za to, co robi Donald Trump w tej sprawie, powinniśmy mu być wdzięczni. Tak, jak afrykańscy biskupi, którzy jasno podkreślili, że decyzja o odebraniu środków na aborcję w Afryce, czyni Amerykę ponownie wielką. O decyzjach w sprawie uchodźców możemy i powinniśmy dyskutować, ale nie pod szantażem zarzutu, że nie jesteśmy naprawdę pro life, bo nie godzimy się na zniesienie granic, Sorosowy projekt rozmycia tożsamości i budowy społeczeństw bez właściwości (a temu ma służyć napływ imigrantów, wedle lewicowych demiurgów).

 

Jednym słowem zamiast wpadać w lewicowo-liberalną histerię wokół Trumpa katolicy powinni się spokojnie przyglądać temu, co on robi. I chwalić go za to, co robi dobrze, a ganić za to, co robi źle. A do tego spierać się ze sobą wokół spraw, które choć mają wymiar moralny, to w istocie mogą być różnie rozwiązywane.

 

Tomasz P. Terlikowski

Źródło: MalyDziennik.pl

Komentarze

Zobacz także

Wstrząsająca historia nawrócenia polskiego Żyda – o. Daniela Oswalda Rufeisena! ZOBACZ!

Prezydent Rosji W SZOKU! Zobacz, jaką PROPOZYCJĘ złożył Putinowi

Redakcja malydziennik

Masoneria znowu uderzy!

Redakcja malydziennik
Ładuję....