Czy Franciszek zniesie (przynajmniej w pewnych miejscach) obowiązkowy celibat? Coraz więcej wskazuje na to, że tak. I nie będzie to dobra decyzja.
O tym, że Synod dotyczący Amazonii ma zajmować się także dopuszczeniem do święceń tzw. viri proboati, doświadczonych mężczyzn żyjących w małżeństwie, mówi się od dawna. Nie jest także tajemnicą, że miejscowi biskupi opowiadają się, i to od dawna, za taką możliwością, a papież Franciszek (choć sam podkreśla, że jest zwolennikiem celibatu) opowiadający się za decentralizacją może się na te propozycje, według nieoficjalnych wciąż przecieków zgodzić. Szczególnie, że celibat nie jest kwestią doktrynalną, a jedynie dyscyplinarną.
Nie zmienia to jednak tego, że jest to kwestia dla tożsamości kapłańskiej w obrządku łacińskim kluczowa. Kapłaństwo żonatych jest budowane i przeżywane inaczej, ma nieco inną tożsamość, a także wywołuje odmienny nieco porządek. Nie chodzi o to, które jest lepsze, a które gorsze, a o to, że jest inne. A to oznacza, że jeśli Kościół zdecyduje się na ograniczenie obowiązywania zasady celibatu, to do kryzysu przeżywania kapłaństwa, z jakim mamy do czynienia obecnie doda dodatkowy kryzys związany z zupełnie nową w Kościele łacińskim sytuacją, jaką wytworzą żony i rodziny kapłańskiej. Warto też przypomnieć, że jak dotąd lekarstwem na problemy w Kościele było zaostrzanie dyscypliny, a nie jej luzowanie.
Ale to nie jedyny powód. Trzeba mieć świadomość, że celibat jest kamieniem obrazy dla współczesnego świata. Jego zniesienie byłoby mocnym sygnałem, że naciski na Kościół przynoszą efekty, i że krytyka celibatu była słuszna. I na nic nie zdadzą się zapewnienia, że jest inaczej. Komunikat, nawet jeśli nie taka będzie intencja jego autorów, zostanie wysłany.
I wreszcie kwestia ostatnia. Tak się składa, że tzw. viri probati zawsze byliby kapłanami drugiej kategorii. Jest jasne, że byliby – w ogromnej większości gorzej uformowani, wykształceni (bo trudno sobie wyobrazić, by kończyli z żonami i dziećmi normalne seminarium), a dodatkowo pozbawieni możliwości naturalnego „awansu”. Tak się bowiem składa, że o ile celibat księży jest sprawą dyscyplinarną, o tyle celibat biskupów jest już o wiele mocniej zakorzeniony w doktrynie. A tytuł infułata (w Kościołach wschodnich mitrata, czyli najwyższy dostępny dla kapłanów nie-celibatariuszy) został przez Franciszka zniesiony.
Nie należy się też pocieszać, że zmiana miałaby być lokalna. W dzisiejszych zglobalizowanych czasach nie ma nic takiego, jak zmiana lokalna. To, co wprowadzono w Kościele na Zachodzie czy Wschodzie, o Południu nie wspominając, prędzej czy później zostanie uznane za normę. Oczywiście Polska może to odwlekać, ale nie sądzę, by miała robić to wiecznie. Zgoda na święcenie viri probati w Amazonii to więc w istocie zgoda na święcenie ich wszędzie, nawet jeśli konferencje episkopatu będą mogły to zablokować.
Dlatego nie sądzę, by pomysł zniesienia celibatu był dobrym. Franciszek, tak jak każdy papież, może to oczywiście zrobić, a sprawa nie będzie miała znaczenia doktrynalnego. Warto to jednak bardzo poważnie rozważyć.
Tomasz P. Terlikowski