Złota medalistka olimpijska Sanya Richards-Ross przerwała milczenie i przyznała się do aborcji. Nawrócona lekkoatletka przestrzega teraz kobiety przed takim wyborem.
Amerykańska lekkoatletka dowiedziała się o ciąży w 2008 roku, tuż przed wyjazdem na Igrzyska olimpijskie do Pekinu. Uznała jednak, że ciąża i dziecko złamią jej sportową karierę. Dlatego też długo się nie zastanawiała i uznała, że w jej sytuacji najlepszym rozwiązaniem będzie aborcja.
"Wszystko, co kiedykolwiek chciałam osiągnąć, było w zasięgu ręki" – pisze biegaczka w swoich wspomnieniach. „Byłam w najlepszym momencie mojego życia. Moja kariera nabrała tempa. Wydawało mi się, że w ogóle nie mam wyboru. Co by wtedy powiedzieli moi sponsorzy, moja rodzina, moi fani?”.
Myśl o dokonanej aborcji zaczęła natrętnie wracać, kiedy kobieta była już w Pekinie. I choć w biegu na 400 metrów zdobyła złoto, dziś mówi, że nie był to najlepszy bieg w jej życiu, bo jej myśli były gdzie indziej. „W Pekinie przeżyłam najtrudniejsze dni mojego życia” – mówiła.
Na szczęście lekkoatletka znalazła spokój i uzdrowienie. W jej życiu pojawił się Bóg, który pomógł jej rozliczyć się z przeszłością: „Bóg objął mnie ramionami. Po prostu mnie przytulił i powiedział, że mnie kocha. Bóg mi wybaczył. Teraz tylko ja muszę sobie wybaczyć”.
Przez dwa lata Richards-Ross codziennie modliła się o to, by potrafiła publicznie mówić o swojej aborcji: „To było bardzo bolesne, intymne doświadczenie, wiedziało o tym tylko kilka najbliższych osób”.
Richards-Ross mówi, że choć od jej aborcji minęło kilka lat, ciągle jeszcze płacze, kiedy myśli o tym, co zrobiła. Ma jednak nadzieję, że jej historia pomoże innym kobietom w podobnej sytuacji zrozumieć, że Bóg także im przebaczy i uzdrowi je.