Trzy dni po zamachu, w którym zginęło 12 osób, a prawie 50 zostało rannych, bożonarodzeniowy jarmark na Breitscheidplatz w Berlinie znów działa. O tragedii przypominają setki zniczy oraz brak kilku stoisk, zniszczonych przez ciężarówkę terrorysty.
Sytuacja jest nadal daleka od normalności. W uliczkach między rzędami stoisk i drewnianych budek widać więcej dziennikarzy i policjantów niż turystów. Na razie tylko nieliczni przybysze raczą się grzanym winem i oferowanymi przez sprzedających przysmakami.
Większość odwiedzających jest w poważnym nastroju. Wielu z nich zatrzymuje się w miejscu, gdzie palą się setki zniczy i gdzie składane są kwiaty oraz kartki z napisami wyrażającymi współczucie dla ofiar. "Módlmy się za Berlin" – głosi napis po niemiecku i angielsku na jednej z kartek. Widocznych jest też wiele wyciętych z papieru czerwonych serc.
Przed wznowieniem działalności jarmarku w znajdującym się na placu Kościele Pamięci odbyła się modlitwa, w której uczestniczyli też bliscy osób, które zginęły bądź odniosły rany w zamachu.
Z szacunku dla zmarłych organizatorzy jarmarku zrezygnowali z głośnej muzyki elektronicznej oraz jaskrawych neonów. Nie wszyscy właściciele stoisk zdecydowali się na powrót do pracy.
Władze Berlina rozpoczęły ustawianie wokół Breitscheidplatz betonowych zapór. Każda z nich waży 4 tony, planuje się postawienie 60 takich stel, które mają zapobiec ponownemu atakowi na uczestników jarmarku.
Breitscheidplatz znajduje się w samym centrum zachodniej części stolicy Niemiec. W pobliżu przebiegają eleganckie, pełne drogich sklepów ulice – Kurfuerstendamm, Tauentzienstrasse i Kantstrasse oraz centra handlowe Europa Centrum i otwarte w zeszłym roku Bikini Berlin.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)