30 tysięcy euro – tyle wynosić ma kara za działanie w internecie, które mają – jak to ujmuje projekt francuskiego prawa – „wywierać psychiczną lub moralną presję przeciw usunięciu ciąży”. Jednym słowem próbujesz przekonać kobietę, by nie zabijała swojego dziecka – obłożą Cię grzywną. Jeśli to nie jest cenzura, to co nią jest.
Francuskie władze nawet nie ukrywają, że zależy im tylko na zabijaniu, a nie na wyborze. Dlatego próbują zakazać działalności nawet portali internetowych, które broniłyby życia. Już teraz zakaz promowania życia poprzez mówienie prawdy o aborcji obowiązuje w placówkach medycznych. Lekarzy, który powiedziałby wprost, że aborcja jest zabiciem dziecka, a do tego ma dramatyczne skutki dla kobiety zostałby wyrzucony z pracy. Ale to aborcjonistom nie wystarcza. Oni chcą teraz zakazać także działalności w internecie wszystkim, którzy mocną bronią życia.
Co to oznacza? Odpowiedź jest prosta. Każda strona zamieszczająca zdjęcia aborcji, albo mówiąc o obronie życia, a może nawet pokazująca zdjęcia osób na prenatalnym etapie życia może zostać obłożona karą. A wszystko to w imię prawa do zabijania własnych dzieci, jakie rzekomo ma przysługiwać matkom.
Na takie propozycje ostro zareagował francuski Kościół. Jak podkreśla kard. André Vingt-Trois francuski rząd ma obsesję na punkcie aborcji i chce uznać za fakt, że „aborcja jest normalną formą zakończenia ciąży”. Inny francuski hierarcha abp Georges Pontier wprost podkreślał, że tego typu prawo „kwestionuje fundament wolności słowa i wyrazu”, a także sumienia. – A to oznacza bardzo poważny atak na fundamenty demokracji – mówił arcybiskup Pontier.
Tomasz P. Terlikowski