Lotti Henley podczas II wojny światowej doświadczyła ogromnego głodu. Była tak głodna, że ssała kamienie i żuła chwasty, by choć na trochę złagodzić ból powodowany głodem. Teraz, w wieku 92 lat, zdecydowała, że nikt nie powinien chodzić głodny.
Londyński rynek Borough Market żyje dzięki aktywności i zapałowi Lotti Henley. Wolontariusze z jej organizacji obierają, siekają i smażą góry warzyw, które jako odrzucone przez supermarkety, trafiłyby na wysypisko śmieci. W powietrzu unosi się zapach oleju sezamowego i czosnku. Tak powstają dania, którymi żywią się bezdomni.
Lotti Henley uśmiecha się do siebie, bo wie, że tysiąc głodnych osób tej nocy przyjdzie się nasycić wartościowym posiłkiem. Choć sama ma 92 lata nie zwalnia i z wielkim zapałem pracuje dla organizacji charytatywnej, którą współtworzyła.
"Chcę nakarmić świat!" – mówi, ściskając dłonie i uśmiechając się pogodnie. "Myśl o marnowaniu jedzenia, gdy jest tyle głodnych ludzi w potrzebie, jest okropna".
Lotti wie zbyt dobrze, co to znaczy prawdziwy głód. Podczas II wojny światowej doświadczyła go: „Z siostrą próbowaliśmy wszystkiego, co mogłyśmy wymyślić, aby powstrzymać dręczące uczucie głodu" – wspomina Lotti. "Obgryzałyśmy chwasty, które znaleźliśmy rosnące obok drogi, mocno zaciskałyśmy paski wokół talii, by powstrzymać ból”.
Dla Lotti, urodzonej księżniczki Windisch-Graetz z Austrii, głód był zupełnie nowym doświadczeniem. Do czasu wojny prowadziła sielskie życie. Urodziła się w 80-pokojowym zamku, ona i jej rodzeństwo dorastali wśród pięknych ogrodów, a kucharze dbali o zdrowe jedzenie.
Wszystko zmieniło się, gdy w 1943 roku do ich wioski wkroczyli żołnierze. Matka zdecydowała wtedy, że jej najstarsze córki powinny nauczyć się życia i wysłała je do pracy jako pielęgniarki: "Miałam zaledwie 19 lat, ale nauczyłam się odwagi bardzo szybko – wybuchały bomby, padały strzały, wkrótce zapomniałam o byciu wrażliwym, widziałam wszystko, pamiętam, będąc kiedyś na sali operacyjnej, lekarze amputowali zaatakowaną gangreną nogę żołnierza. Do dziś pamiętam moje zdziwienie, że ta noga była tak ciężka”.
Gdy wojna się skończyła, kłopoty Lotti zaczęły się na dobre. Lotti i jej siostra trafiły do obozu dla przesiedleńców w Monachium, prowadzonego przez Rosjan. Warunki były straszne, więźniowe byli karmieni niewielką porcją wodnistej zupy, wokół wszyscy głodowali.
Lotti i Ika zostały w końcu zwolnione z obozu, bez grosza przy duszy wyruszyły w podróż do Austrii. Wszystkie rzeczy, które kobiety miały, w tym buty, wymieniły na jedzenie. A i tak umierały z głodu: "Pamiętam, jak raz spotkałem farmera na wzgórzu i pomyślałem, że może on da nam trochę jedzenia – ale był zły, kiedy pytałyśmy. Na parapecie za nim był stary bochenek chleba – ktoś musiał zapomnieć dać go kurczętom – i nie mogłam przestać się na niego patrzeć. W pewnym momencie on wziął ten stary chleb i dał mi mówiąc: "Ty, możesz to mieć". Pobiegłyśmy do rzeki, oczyściłyśmy bochenek z pajęczyn, maczałyśmy w wodzie i żułyśmy”.
Siostry dotarły w końcu do Salzburga, udały się do wielkiego hotelu, w którym wielokrotnie przebywały z rodziną.
"Powiedziałam im: Jestem księżniczką Windisch-Graetz, ale recepcjonista po prostu powiedział: Każdy może to powiedzieć ", a mnie odepchnął. Zobaczył to boy hotelowy, zlitował się nad nami i dał nam jeść. Do dziś pamiętam ten smak”.
W końcu siostry połączyły się ze swoją rodziną, która uciekła do Włoch, i wkrótce znalazły pracę w szpitalu wojskowym. To tutaj Lotti miała pierwsze doświadczenia z karmieniem głodnych. "Uchodźcy ustawiali się w kolejce za szpitalem, błagając o resztki, których chorzy nie moli zjeść" – mówi Lotti. "Zbierałam resztki w dużym naczyniu i rozdawałam je"
To w szpitalu Lotti spotkała angielskiego żołnierza o imieniu Tony, którego z czasem poślubiła i zamieszkała z nim w Londynie.
Siedem dziesięcioleci później Lotti mieszka wygodnie w zachodnim Londynie, regularnie odwiedzana jest przez dwoje dzieci i pięcioro wnucząt. Ale nigdy nie była w stanie zapomnieć o bólu z głodu. "Kiedy jesteś głodny, nie możesz myśleć o niczym innym – nie możesz planować jutra” – mówi Lotti. "W Wielkiej Brytanii jest tak wielu głodnych ludzi, ale jest też tyle zmarnowanego jedzenia”.
Ta absurdalność sytuacji, zainspirowała Lotti i dwóch jej przyjaciół do stworzenia Planu Zheroes. Tylko w ciągu ostatnich trzech lat ta organizacja charytatywna zagospodarowała ponad 80 ton żywności pochodzącej z restauracji, gospodarstw rolnych i supermarketów i rozprowadziła wśród potrzebujących. Bezdomnym w tym czasie rozdano ponad 160 000 wysokiej jakości posiłków przygotowanych na bazie produktów, które trafiłyby na śmietnik.