WYDARZENIA

Wstyd w pigułce

Najnowsza historia polskiego prawa pokazuje nam przykłady przepisów, za które uchwalający je politycy powinni spalić się ze wstydu.

Informacja o powrocie standardu wypisywania recept na antykoncepcyjny preparat ellaOne zaskoczyła wielu. Część środowisk ucieszyła, bo to konkretna inicjatywa ograniczająca niszczące działanie środka sprzedawanego także dzieciom. Inni narzekają na rzekome łamanie praw człowieka. Jeszcze kolejni uważają, że można zrobić więcej.

 

 

Decyzja ministra Konstantego Radziwiłła to jednak przede wszystkim gest, który ma wielkie znaczenie. Przypomnijmy; Agendy Unii Europejskiej zwróciły uwagę, że ellaOne może być wydawane bez recepty. Rząd PO na początku uznał, że w Polsce recepty zostaną, po czym kilka dni później zmienił o 180 stopni swoje stanowisko uznając, że jednak "Brukseli słuchać trzeba". Nie tylko zlikwidowano konieczność udania się z wizytą do lekarza, by uzyskać receptę, ale hormonalny preparat został udostępniony dzieciom od ukończenia przez nie 15roku życia. Jak na ironię stało się to w momencie, w którym w Polsce mocno podkreślano, że szkolna młodzież nie może mieć dostępu do słodyczy. Ponadto rozporządzenie umożliwiające dzieciom swobodny zakup wydane zostało za czasów ministra zdrowia, który był pediatrą.

 

Cofnięcie tej decyzji było oczekiwane od ponad roku. Jest to krok w bardzo dobrą stronę, stronę poszanowania nie tylko praw rodziców zagwarantowanych w Konstytucji, ale także standardów zapisanych w kodeksie cywilnym i rodzinnym. Patrząc jednak wstecz trudno zapomnieć obowiązujące w Polsce przepisy dotyczące tzw. Antykoncepcji awaryjnej. Publikowane dane wskazują, że w samym 2016 r. pigułkę ellaOne zakupiło blisko 180 tys. osób. Trudno oszacować, ile dzieci było w tym gronie. Polskie prawo nie zna sytuacji, w której to dziecko podejmowałby samodzielną decyzję dotyczącą swojego zdrowia. Nie zna jej z racji na oczywiste powody. Młoda osoba dopiero w trakcie swojego rozwoju nabywa wiedzy oraz doświadczenia, które pozwalają jej na krytyczną ocenę sytuacji. To dlatego właśnie rodzic ma być strażnikiem i gwarantem poszanowania praw dziecka w trakcie udzielania mu świadczeń medycznych. Poglądu tego jak się okazuje całkowicie nie podziela obecny Rzecznik Praw Obywatelskich. Zdaniem dr Adama Bodnara cofnięcie swobodnego dostępu dzieci do preparatów ellaOne to działanie istotnie ograniczające ich prawa. Ja zaznaczał Rzecznik w swoim ostatnim  piśmie do ministra zdrowia, dzieci od 15 lub 16 roku życia winny mieć prawo do samodzielnych wizyt u ginekologa lub urologa. Jego pogląd podzielają w tej kwestii także Rzecznik Praw Dziecka oraz Rzecznik Praw Pacjenta.

 

W tym miejscu warto zastanowić się; jakie byłyby skutki takiej zmiany, ewidentnie odzwierciedlającej wizję swobodnego dostępu do ellaOne? Skutków byłoby parę. Po pierwsze po co nam rodzice? Skoro prawo pozwala dziecku oraz medykowi, by zatajał informacje medyczne przed nim (tj przed rodzicem), to też jego aktywny udział w wychowaniu jest zbędny. Warto także spytać od drugiej strony; Po co nam dzieciństwo, skoro dziecko może już nie tylko bawić się w dorosłego, ale niemal w pełni go udawać. Na końcu warto zastanowić się; Po co nam wstyd, skoro, część polityków ewidentnie dążyła do zalegalizowania działań, które jeszcze nie tak dawno u wielu wywoływały rumieniec na twarzy?

 

Błażej Kmieciak

Autor jest doktorem socjologii, pedagogiem specjalnym oraz bioetykiem, Koordynuje prace Centrum Bioetyki Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris

Źródło: Mały Dziennik

Komentarze

Zobacz także

Te dwa narody są jak mąż i żona. Szkoda tylko, że po rozwodzie. O kim mowa?

Pijane 17-latki kąpały się NAGO w jeziorze. Nagle stało się TO

Adam Gaafar

Ewangelia to źródło historyczne! Ten kto uważa inaczej jest…

Redakcja malydziennik
Ładuję....