Polska Agencja Prasowa podała informację, że planach rządu jest wprowadzenie recept na antykoncepcję hormonalną, a także co istotniejsze na preparat wczesnoporonny ellaOne. Rząd uzasadnia to “zwiększeniem przejrzystości wydatków NFZ”. Nie powinno to dziwić – zwykle tam gdzie w działaniach rządu dokonują się zmiany na poziomie fundamentalnym, a tutaj mamy do czynienia z ograniczeniem dostępu do środka uderzającego w ochronę życia człowieka na najwcześniejszym etapie jego istnienia, przywołuje się na jego uzasadnienie tylko racje pragmatyczne – pisze Tomasz Rowiński.
Oczywiście należałoby preparaty wczesnoporonne usunąć z rynku w ogóle, ponieważ ich dystrybucja i stosowanie sprzeciwia się polskiemu prawu chroniącym życie od momentu poczęcia, o czym w mediach mówili sami lekarze, gdy ellaOne się pojawił. "Na pewno sprzedaż tych pigułek jest poważnym zagrożeniem, a wręcz naruszeniem prawa polskiego, szczególnie ustawy antyaborcyjnej, zakazującej zabijanie płodu ludzkiego" – pisał dr Maciej Barczentewicz z prezes zarządu Fundacji Instytut Leczenia Niepłodności Małżeńskiej w Lublinie. Zmianę proponowaną przez rząd trzeba jednak potraktować jako idącą w dobrym kierunku.
Warto przypomnieć, że ellaOne pojawiła się w Polsce w wyniku kłamstwa rządu Ewy Kopacz. Premier z rządu Platformy Obywatelskiej poinformowała opinię publiczną, że wprowadzenie preparatu było nakazane, przez Komisję Europejską. Tymczasem wiadomo – na podstawie interpelacji europosła Marka Jurka – że takich nacisków nie było.
– Komisja pisze, że zalecała szersze udostępnianie takiego środka w całej Europie, ale jest świadoma, że w wielu państwach Europy sprawa środków wczesnoporonnych budzi zasadnicze sprzeciwy moralne i państwa same podejmują decyzję w tej sprawie. Ta odpowiedź KE jasno zadaje kłam temu, co przekazywał rząd pani premier Kopacz, zasłaniając się naciskami europejskimi w swojej polityce udostępniania tych środków wczesnoporonnych – informował Marek Jurek.
O sposobie działania takich medykamentów wypowiadali się wielokrotnie lekarze-ginekolodzy. – To ma być tak zwana antykoncepcja awaryjna, pigułka stosowana maksymalnie do 72 godz. po tzw. stosunku niezabezpieczonym. Jeżeli współżycie było w okresie okołoowulacyjnym, czyli potencjalnie mogło dojść do poczęcia w ciągu tych 72 godzin, to wtedy ta tabletka będzie miała działanie wczesnooporonne. Jeżeli do współżycia doszło po owulacji, czyli w okresie niepłodnym, to tabletka nie będzie miała żadnego działania. Jeżeli natomiast do współżycia doszło w okresie przedowulacyjnym, można się spodziewać, że zadziała mechanizm blokujący owulację, czyli antykoncepcyjny. Wszystkie trzy możliwości są faktyczne – wyjaśniał dr Barczentewicz na łamach Gościa Niedzielnego.
Sposób postępowania rządu wobec ochrony życia, recydywa PiS w postaci odrzucenia kolejnej propozycji zmiany prawa w tym zakresie, powinna skłonić do zastanowienia, czy faktycznie zadowolenie jakie wyrażamy, jako opinia katolicka, wobec cząstkowych, doraźnych i nie ustawowych zmian korzystnych dla życia ma inne uzasadnienie niż tylko pragmatyczne. Nie musi oczywiście chodzić tylko o “przejrzystość wydatków”, ale o zwodzenie opinii katolickiej i utrzymywaniu w przekonaniu, że pomimo wszystkich wad PiS jest jedyną możliwością politycznego wyboru.
Owszem trzeba zauważać te momenty gdzie dzieje się coś dobrego, ale też zachowywać właściwe proporcje w ocenie działań. Z równą uczciwością, trzeba jednak pytać, czy można głosować na PiS jako na listę prawicy reprezentującej sprawy, które nie są tylko kwestią światopoglądu. Być może godne poparcia są poszczególne osoby z list ustalanych przez Kaczyńskiego, ale nie sama lista. Katolicy jeśli chcą być zgodni z tym co wyznają – także rozumem – powinni poszukać sobie innych list wyborczych.
Tomasz Rowiński
Autor jest publicystą Christianitas
źródła cytatów: PAP/gosc.pl/radiomaryja.pl