Wprowadzane w coraz większej liczbie państw tzw. homo-małżeństwa nie mają, z perspektywy prawa naturalnego, mocy jakiegokolwiek prawa. Są one w istocie bezprawiem tyrana, i jako takie nie mogą nikogo do niczego zobowiązywać.
Wiem, że to mocna teza, ale wynika ona z podstawowych elementów klasycznego myślenia filozoficznego i moralnego. Prawo, jeśli ma zachować swój charakter, musi być – o czym przypomina choćby Etienne Gilson – „powinnością uzasadnioną normami rozumu”. Jeśli zaś nim nie jest, to w istocie nie jest prawem. „Nakazy nierozumnego tyrana mogą przybierać nazwę praw, lecz nie będą nigdy żadnymi prawami; tam, gdzie nieobecny jest rozum, nie może być ani prawa, ani sprawiedliwości, lecz jest po prostu bezprawie” – pisał Gilson w „Tomizmie” (ale warto przypomnieć, że dokładnie to samo o prawie i bezprawiu pisał na wiele wieków przed św. Tomaszem z Akwinu św. Augustyn).
Zasada ta pozostaje aktualna także i teraz i można ją zastosować także do uchwalanych obecnie ustaw dotyczących „małżeństw homoseksualnych”. Z racjonalnością, celowością, myśleniem o małzeństwie z perspektywy jego istoty czy choćby dobra społecznego nie mają one nic wspólnego. Zmiana definicji małżeństwa oznacza w istocie jego destrukcję. Tak się bowiem składa, że z perspektywy rozumności nie sposób pominąć w małżeństwie i jego rozumieniu prokreacji i uzupełniania się wzajemnego mężczyzny i kobiety (pomijam tu element, także istotny, wzajemnego wsparcia). Z tej perspektywy (celowościowej i racjonalnej) związek dwóch mężczyzn czy dwóch kobiet zwyczajnie małżeństwem nie jest, bo nie spełnia racjonalnych warunków. Nie ma także rozumnych powodów, by uznać, że społeczeństwo zyskuje cokolwiek dzięki zmianie definicji małżeństwa. Skutki tej zmiany są raczej, długofalowo, negatywne, a pierwszymi ich ofiarami są dzieci Wszystko to sprawia, że można uznać, że prawo dotyczące „małżeństw homoseksualnych” jest w istocie prawem ogłoszonym przez tyrana (nawet jeśli demokratycznie wybranego). Istotą tyranii nie jest bowiem metoda wyboru władcy, ale… to, czy ustanawiane przez niego prawa mają związek z prawem naturalnym czy też są jedynie uzasadnione jego wolą narzucaną innym.
Prawa dotyczące „małżeństw homoseksualnych” są właśnie przykładem takich tyrańskich, uzasadnionych jedynie wolą stanowiących rozwiązań i jako takie są bezprawiem. A skoro tak to nie obowiązują one w sumieniu nikogo. I nie chodzi tylko o katolików, ale w ogóle o ludzi. Prawo, które nie ma zakorzenienia w rozumnej strukturze człowieka, które jest jawnie sprzeczne z prawem naturalnym, nie ma mocy zobowiązującej moralnie. Państwo ma oczywiście narzędzie, by wymuszać jego stosowanie, ale… w niczym nie może to zmienić faktu, że jest to przemoc tyrana, a nie uprawniona przemoc państwa. Możemy jej ulec, ale nie powinniśmy tego robić.
Tomasz P. Terlikowski