"Ja nie jestem przeciwko rodzinie, ale…" – mówił w wywiadzie dla TVN24 prof. Zbigniew Mikołejko. Komentując także sprawę "porwania" przez rodziców noworodka ze szpitala w Białogradzie nie pozostawił złudzeń: "nie przejmować się tym (…), że [ktoś] ma jakieś poglądy".
"Wolę dmuchać na zimne, bo chodzi o życie dziecka, a nie przejmować się tym, że komuś coś zawieruszyło się w głowie, że ma jakieś poglądy czy przesądy" – mówił prof. Zbigniew Mikołejko, filozof i historyk pracujący w Polskiej Akademii Nauk. "Ja nie jestem przeciwko rodzinie, ale ta rodzinność jest nadmiernie eksponowana, jest wyolbrzymiona i jej znaczenie jest przesadne" – powiedział komentując przyznawaną przez Polaków wartość rodziny.
Prof. Mikołejko uważa, że rodzicielska władza nad dzieckiem jest "wyrazem absolutnej represyjności pewnego systemu kulturowo-społecznego". System rodzinny "może uderzyć" w najsłabszego członka rodziny, to znaczy w dziecko. "Jeśli chcemy rozciągnąć władzę nad dzieckiem w sposób absolutny i zminimalizować wpływ państwa na to, co się dziej z dzieckiem, to jesteśmy po stronie represji, autorytaryzmu, totalitarnej przemocy" – mówił w rozmowie z TVN24.
Z drugiej strony Mikołejko przekonuje, że polski system zabezpieczający dzieci jest zbyt słaby. Wnosi także, żeby nie straszyc wzorcami norweskimi czy niemieckimi, tylko "zastanówmy się, co zrobić z taka sytuacją, w której nie ma państwa, a powinno ono być" – dopełnił. Przyznał też, że instytucje nie mogą mieć ludzkiej twarzy, a przynajmniej jest to bardzo ciężki do osiągnięcia.
"Polska rodzina jest taka jak wszystkie rodziny w zachodnim świecie, ani dobra, ani zła" – no właśnie, ale czy remedium na tą nijakość jest uznanie, że dzieci są własnością państwa, czy powrót do wiary i miłości w rodzinie?
