Jeśli ktoś wierzy, że eutanazistom chodzi o współczucie wobec pacjentów – to jest naiwny. W istocie eutanazja to doskonały sposób na zaoszczędzenie ogromnych pieniędzy. I coraz częściej badacze wcale tego nie ukrywają.
Doskonałym dowodem na to jest choćby opublikowany w „Canadian Medical Association Journal” tekst dr Aaron J. Trachtenberg i dr Braden Manns, którzy wyliczyli, ile Kanada zaoszczędzi na wprowadzeniu eutanazji (nazywanej w tym kraju „medycznym asystowaniem przy umieraniu”. Sumy są ogromne, bowiem mowa jest o od 34.7 do nawet 138.8 milionów dolarów rocznie (w zależności od liczby zabitych pacjentów).
W jaki sposób to wyliczono? Odpowiedź jest prosta, posługując się holenderskimi współczynnikami. Zaczęto od wyliczenia, o ile średnio tygodni skraca się – dzięki eutanazji – życie chorego. Później uśredniono koszty tygodniowej opieki nad osobami terminalnie chorymi czy cierpiącymi na raka i przemnożono je przez uśrednione skrócenie życia. I wreszcie wszystko pomnożono przez liczb eutanazjowanych chorych. I w ten sposób osiągnięto wyniki.
Oczywiście uczeni przekonują, że ich badania nie mają być bynajmniej wywieraniem presji na chorych, by ci – w imię ratowania budżetu państwa – decydowali się na eutanazję. Niezależnie jednak od intencji tego rodzaju badania są mocną presją ekonomiczną na chorych. Ale o wiele istotniejsze jest, co innego. Otóż badania te pokazują, o co naprawdę chodzi w eutanazji. U jej podstaw leży twardy interes ekonomiczny państw, które go wprowadzają. Chodzi o to, by zaoszczędzić na ludziach. A, że robi się to zabijając ich, to dla eutanazistów nie ma znaczenia. A innym knebluje się usta opowiadając o koniecznym współczuciu.
Tomasz P. Terlikowski