W sobotę w Rumunii odbyły się wielkie manifestacje antyrządowe. Wszystko dlatego, że policja nie zareagowała na telefon od 15-latki.
15-letnia dziewczyna nie żyje. Jej szczątki odnaleziono dopiero po trzech dniach. W środę Alexandra Macesanu wracała z miasteczka Caracal do swej rodzinnej wsi Dobrosloveni na południu Rumunii. Nigdy tam jednak nie dotarła. Po drodze porwał ją 65-letni mężczyzna.
Dziewczyna trzy razy zadzwoniła w środę na nr 112 z wiadomością, że ją porwano. Opowiedziała dokładnie, gdzie jest przetrzymywana. Skończyła połączenie słowami: „Muszę kończyć, on nadchodzi…”. Policja uznała zgłoszenie za żart. Nawet nie zweryfikowała prawdziwości informacji. Dopiero po 19 godzinach funkcjonariusze zaczęli szukać dziewczyny.
CZYTAJ TAKŻE: Ojciec zostawił NIEMOWLĘTA na 8 godzin w SAMOCHODZIE! Ugotowały się ŻYWCEM
Dopiero w sobotę policja odnalazła nadpalone szczątki Alexandry i jej biżuterię na terenie posesji porywacza. Odkryto także ciało zaginionej w kwietniu 18-latki. 65-latka aresztowano.
W sobotę odbyły się manifestacje antyrządowe. Ludzie napisali na transparentach „Rumunia jest zabijana!” i „Macie na rękach ich krew!”. Ponadto oskarżają rząd o utrudnianie walki z korupcją wśród polityków i urzędników państwowych.
W związku z sobotnimi wydarzeniami premier Rumunii, Vasilica-Viorica Dancila, odwołała ze stanowiska szefa policji Ioana Budę oraz dwóch wysokich urzędników administracji regionalnej. Ponadto ogłosiła przeprowadzenie referendum o zaostrzeniu kar dla gwałcicieli, pedofilów oraz sprawców zabójstw.