Parę razy spotkała mnie taka sytuacja. Dziecko o coś prosi, domaga się, a ja stanowczo mówię NIE. I nagle jakaś postronna osoba, nieproszona o pomoc, wrzuca swoje trzy grosze: „Dziecku pani odmawia? Przecież dzieciom się nie odmawia”. Nic bardziej mylnego.
A niby dlaczego dzieciom się nie odmawia? Z jakich powodów? Czy wszystko, co dziecko sobie wymyli, czego zapragnie, musi być natychmiast przez rodziców spełnione? Czy rodzic ma obowiązek spełniać nawet najbardziej szalone pomysły swojego dziecka, nawet jeśli jest przekonany, że wcale to dla niego nie jest dobre czy korzystne, albo obiektywnie wiadomo, że nie jest to dobre dla syna czy córki. Dziecko chce, rodzic musi? Przecież to absurd. Wychowanie nie polega na tym, że spełniamy każdą zachciankę dziecka, bo inaczej się obrazi, będzie smutne, etc. W proces wychowania wpisane jest także mówienie „nie” własnym dzieciom, szczególnie kiedy ich pomysły są delikatnie mówiąc kontrowersyjne. Jest to potrzebne, bo przecież w życiu dorosłym wielokrotnie spotkają się z sytuacją odmowną. I wtedy co? Depresja, bo do tej pory nikt się nie ośmielił zakwestionować pomysłu?
A takim kontrowersyjnym pomysłem jest zafarbowanie włosów dwulatce, bo – jak przekonuje jej mama – sama chciała. Media społecznościowe żyją filmikiem opublikowanym przez Charity Garce LeBlanc, na którym kobieta pokazuje, jak farbuje swojej dwuletniej córce włosy… na różowo. Cóż, różowy to ulubiony kolor niemal każdej małej dziewczynki, pytanie tylko, czy koniecznie na włosach? Mama szczegółowo opowiada, jakiej przy tym używa farby i że stosuje takie preparaty, a nie inne, bo "nie chce ich zniszczyć, a córka jest jeszcze bardzo mała". Przy okazji jest przekonana, że żadnej krzywdy dziecku nie robi, bo w końcu „ona sama chciała”. A skoro chciała, to mama postanowiła zachciankę spełnić, przy okazji robiąc z dziecka bohaterkę mediów społecznościowych. Zaraz też internauci zaczęli podsuwać kolejne pomysły. Może następnym razem tatuaż, albo alkohol, skoro dziecko rzuci taki pomysł? Konsekwentnie.
Czy gdzieś jest granica tego szaleństwa? Bo takie działania to już czyste szaleństwo. Szaleństwo, które robi krzywdę samemu dziecku. Pomijam już kwestie zdrowotne, które także mogą być opłakane. Raczej nie przypuszczam, by producenci farb do włosów testowali swoje produkty na tak małych dzieciach. W tym przypadku mamy jeszcze kwestie związaną z przekroczeniem pewnych granic.
Zaproszenie dziecka do świata dorosłych, a tym jest farbowanie dzieciom włosów czy robienie im makijażu, to tak naprawdę okradanie go z dzieciństwa. Naprawdę dwulatce robi różnicę czy ma blond włosy czy różowe? Raczej wątpię. Małe dziewczynki naprawdę nie żyją takimi problemami. Ich piękno polega właśnie na tym, że jest naturalne. Nie trzeba go zmieniać, czy w nie ingerować. Dwulatka z różowymi włosami wcale nie jest ładniejsza od tej z blond, brązowymi czy czarnymi. A nawet mam wrażenie, że takie „eksperymenty” dziecko oszpecają. A poza wszystkim na eksperymenty z włosami będzie miała czas jak dorośnie. Mądrość rodzica polega właśnie na tym, by do tego piękna i akceptacji siebie dziecko przekonać. I pokazać mu, że jej wartość nie zależy od koloru włosów.