Pierwsi czas zmienili Niemcy – było to w czasie I wojny światowej. Dziś kwestia te jest regulowana przez UE. Ale najważniejsze: śpimy dłużej, czy krócej?
W całej Unii Europejskiej czas letni zaczyna się w ostatnią niedzielę marca, a kończy w ostatnią niedzielę października. W 2017 roku do czasu zimowego wrócimy więc 29 października. Mówi o tym obowiązująca bezterminowo dyrektywa UE ze stycznia 2001 r.: „Począwszy od 2002 r. okres czasu letniego kończy się w każdym państwie członkowskim o godz. 1 czasu uniwersalnego (GMT) w ostatnią niedzielę października”.
Na początku przestawienie wskazówek zegara miało pomóc oszczędzać energię – zamiast na oświetlenie, lepiej było wydawać pieniądze na zbrojenia. Tym tropem poszli Niemcy w czasie I wojny światowej, a za nimi inne kraje.
Czy w dobie wszechobecnej elektryczności wciąż potrzebujemy zmieniać czas? Wydaje się, że nie – produkcja w wielkich zakładach trwa całą dobę, a sieć elektryczna trafia już do praktycznie każdego. W zamian za to rzekome udogodnienie, ludzie muszą próbować przestawić swój zegar biologiczny. A to nie jest ani łatwe, ani zdrowe.
W Polsce zmianę czasu reguluje rozporządzenie prezesa Rady Ministrów. Poprzednie obowiązywało do 2016 roku i niektórzy przeciwnicy zmiany czasu, np. Fundacja Republikańska i Stowarzyszenie KoLiber apelowali do premier Beaty Szydło o niepodpisywanie kolejnej decyzji w tej sprawie. Na początku listopada 2016 roku rząd wydał jednak rozporządzenie, które przedłuża stosowanie czasu letniego i zimowego do 2021 roku.
Ale wracając do najważniejszego: dziś śpimy o godzinę krócej, w nocy z soboty na niedzielę przestawiamy zegarki z 2 na 3.