List do Ojca świętego czterech kardynałów sprowadza dyskusję nad rzekomo duszpasterską wymową „Amoris leatitia” do właściwego poziomu. A jest nią poziom doktryny. Pohukiwania, oskarżanie ich o faryzeizm albo brak zrozumienia dla głębi papieża nie mogą tego zmienić.
Strategie unieważniania doktrynalnych pytań hierarchów są rozmaite. Jedni przekonują, że próbują oni zawrócić Kościół z drogi soborowej i chcą jasnych wskazówek do konfesjonałów, inni odwołują się do argumentów ad personam i sugerują, że to paskudni faryzeusze, którzy rzucają papieżowi pod nogi kłody, by zmusić go do drobnego błędu, jeszcze inni ignorują pytania. Tyle, że żadna z tych podstaw nie oddaje sprawiedliwości temu, co zrobili kardynałowie. A oni po prostu przywrócili właściwy poziom całej tej dyskusji i osadzili ją w doktrynie Kościoła. Takiej jaką ona jest, a nie taka jaką chcieliby widzieć zwolennicy „duszpasterskiej rewolucji”.
Ich pytania dotyczą absolutnych fundamentów, a nie strategii duszpasterskiej. Ich istotą jest to, czy istnieje jeszcze tradycyjna teologia moralna, czy zasada, że istnieją absolutne zasady moralne, których nie można unieważnić jeszcze obowiązuje, bo jeśli nie – to nie ma powodów, by do stosowania antykoncepcji – nie zastosować tych samych zasad, co do rozwodów i ponownych związków. Tak samo zresztą można potraktować oszukiwanie (bo stało się nawykowe, a jego odrzucenie utrudniłoby nam życie). Kardynałowie z całą mocą pytają też, czy intencje mogą zmienić radykalnie kwalifikację moralną czynu, bo skoro tak, to – jak wyżej – można odnieść to do wszystkich wydarzeń życia, a nie tylko do sytuacji rozwodu. Nie są to pytania błahe. Nie można ich zbyć prosty wzruszeniem ramion lub oskarżeniem o faryzeizm, bowiem dotyczą one samego serca doktryny moralnej Kościoła. Uznanie ich za nieistotne oznacza w istocie zniszczenie fundamentu moralnej nauki Kościoła i zniszczenie całej teologii moralnej. Jest zatem budowaniem na piasku zmiennych opinii i sympatycznych emocji, a nie na mocnym fundamencie wiary.
Czterech kardynałów, i to też trzeba powiedzieć, zachowało się więc, jak apostoł Paweł, który zdecydował się na pouczanie św. Piotra, gdy uznał, że jego zachowanie i działanie (też przecież duszpasterskie) podważa fundamenty Kościoła. I nie oskarżamy teraz św. Pawła o faryzeizm, ani o podważanie autorytetu Piotra, a uznajemy, że zrobił on, co do niego należało. I tak samo zachowali się wspomniani czterej kardynałowie, którzy przez swoje pytania pokazali, dokąd prowadzi rzekomo duszpasterska tylko zmiana. Konsekwencja ich wywodu rzeczywiście może zadziwiać, ale odpowiedzią na nią jest wyciągnięcie wniosków, a nie histeria. Histeria, która zresztą jest nie do pogodzenia z myśleniem papieża Franciszka, który nawołuje do debaty. Debata nie oznacza zaś przyklaskiwania jednej stronie, a wsłuchanie się w argumenty (bardzo mocne) drugiej.