Radość z narodzin ósmego dziecka jest tak samo wielka jak z tego pierwszego. Emocje towarzyszące porodowi są takie same, a nawet i większe. Ale jest też smutek. Bo to bardzo boli, kiedy radości rodziców, nikt nie dostrzega, i nie podziela.
Niemal każda wielodzietna para doświadczyła tego na własnej skórze. Przy pierwszym dziecku – radość i ogólne szaleństwo wszystkich w koło, przy drugim – podobnie, bo przecież lepiej mieć dwoje niż jedynaka, a może jeszcze parka się trafi i „będą wszystkie dzieci w domu”. Przy trzecim już pojawia się niepokój, dziwne spojrzenia, i komentarze typu: „A to wpadka?”, „No co wy, zabezpieczać się nie umiecie?”, albo „No tak, na 500 stów się połasiliście”. Komentarze, choć wypowiadane w lekkim i żartobliwym tonie, bolą. Ale to jeszcze do wytrzymania. Tyle ich, co sobie pogadają. Czwarte, piąte, szóste, siódme, czy ósme dziecko w rodzinie to już, niestety, bywa skandal. Można głupio komentować, można pouczać i truć, jakie to nieodpowiedzialne, a w końcu można pojawienie się nowego członka rodziny totalnie zignorować: „Kiedy ogłosiliśmy światu radosną nowinę, że spodziewamy się kolejnej córeczki, nikt nie zareagował entuzjazmem, z jakim spotykają się świeżo upieczeni rodzice. Niewiele osób szczególnie nam pogratulowało, niewielu się dopytywało o zdrowie dziecka pod sercem matki, niewielu wreszcie okazywało troskę o zdrowie mojej żony. Będąc jednak pogrążonymi w wirze obowiązków rodzinnych, nie zwracaliśmy z początku na ten brak szczególnej uwagi” – pisze Radosław Mokrzycki na portalu Aleteia.pl (podkreślenia od Autora tekstu).
Ale w końcu nadszedł dzień porodu. Zdrowie, piękne i wyczekiwane dzieciątko przyszło na świat. I co? I nic: „Nikt z bliskich – nie wyłączając najbliższych – nie przyjechał do nas, żeby powitać maleństwo. Nikt nie oglądał go, nie przeżywał cudu przyjścia na ten świat. A przecież ono nie wiedziało o tym, że jest ósme!” – pisze dalej tata kilkudniowej Faustyny.
Rozumiem ten ból rodziców, bo kiedy oni się cieszą i chcą krzyczeć na wszystkie strony świata, jaka radość ich spotkała, napotykają na totalny mur obojętności. No bo z czego się cieszą, przecież to trzeba współczuć. Ósme dziecko to kłopot, to zmartwienie, to kolejna kula u nogi, to kara, która spadła na rodziców niczym plaga egipska. Przepraszam za sarkazm, ale kiedy słucham opowieści wielodzietnych matek, ale też i ojców, taki właśnie obraz się wyłania. Dziecko to nie Boży dar, a nieszczęście, lepiej więc ten dom omijać z daleka, bo się człowiek jeszcze czymś zarazi. Albo, nie daj Boże, ktoś będzie chciał pomocy. „Ich dzieci, ich sprawa, mogli się zastanowić, a nie płodzić kolejne”.
Przykre to bardzo, bo jak zrozumieć tę ścianę obojętności. I co z tego, że to nie pierwsze dziecko? Tak samo wyczekane i kochane jak wszystkie pozostałe. I tak samo zasługuje na radość i przywitanie przez najbliższych. Tak samo chce być radością dla babć, dziadków, cioć czy wujków. Dlaczego więc je tej radości pozbawiać? Bo to nienormalne, nieodpowiedzialne, bo – droga pani, kto w tych czasach tyle dzieci rodzi?
A ja wiem, że mała Faustyna ma niesamowite szczęście. Bo ma fantastyczny dom, fantastycznych rodziców i fantastyczne rodzeństwo. Wiem, bo ich poznałam, kiedy cztery lata temu mama Faustyny, Wanda, zaprosiła nas na spotkanie na temat małżeństwa. Przyjechaliśmy wcześniej, żeby w tym pełnym dzieci domu zjeść wspólnie obiad, porozmawiać i zobaczyć, że mimo, że dzieli nas kilkaset kilometrów odległości, problemy mamy takie same. Obcy ludzie ciągle liczą nasze dzieci, najbliżsi uznają nas za wariatów, a sąsiedzi komentują każdy nasz krok.
Wando i Radku, tą drogą przyjmijcie od nad najserdeczniejsze gratulacje. Wiedźcie, że wokół macie naprawdę sporo ludzi, dla których Wasze ósme dziecko to dar Boży, a nie nieszczęście, i którzy z Wami cieszą się narodzinami córeczki. Niech Pan Bóg Wam błogosławi!