To nie kobiety są nierozsądne, że z powodu 500 plus rezygnują z pracy. To nieludzki jest system, w którym rzesza kobiet traktowana jest jako tania siła robocza.
„Dziennik Gazeta Prawna” opublikował dziś wyniki Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) prowadzonego przez Główny Urząd Statystyczny, z których wynika, że od marca do września liczba osób biernych zawodowo zwiększyła się o 150 tysięcy osób. Wzrosła liczba niepracujących zawodowo w wieku 25-44 lata, a jedyną grupą, w której spadła aktywność zawodowa, są kobiety. Jako powód niepodejmowania pracy osoby te podały "obowiązki rodzinne związane z prowadzeniem domu". Zbieżność tego okresu z początkiem wypłat świadczeń w ramach programu 500 plus raczej przypadkowa nie jest.
W zasadzie od początku obowiązywania programu zaczęły docierać sygnały, że kobiety uciekają z pracy do domu. Zadajmy sobie więc pytanie, z jakiej pracy? Czy pustoszeją wysokie, prestiżowe stanowiska? Czy kobiety masowo zostawiają pracę nauczycielki, lekarki, urzędniczki? Czy rezygnują z etatów i związanych z tym świadczeń? Na wszystkie te pytania pada odpowiedź negatywna. Kobiety uciekają bowiem przed najcięższą i najmniej opłacą pracą, często wykonywaną nie w ramach etatu, ale umowy śmieciowej. I tak latem żalili się plantatorzy, że nie ma kto zbierać owoców. Ze szpitali uciekają salowe. Sklepy szukają ekspedientek. To nie jest tak, że nagle kobiety ogarnął wirus lenistwa i robić im się nie chce. Chce, ale na godnych warunkach.
Najniższe pensje oscylowały pewnie w okolicach tysiąca, tysiąca pięciuset złotych, co przy trojgu dzieciach i programie 500 plus w zasadzie wychodzi na zero. Zamiast więc harować od rana do nocy za psie pieniądze kobiety wybrały rodzinę. Budżet się domyka, dzieci dopilnowane, obiad zrobiony. Emerytura? Na umowie śmieciowej też mogłyby o niej pomarzyć, więc ten argument raczej ich nie przekona.
Dopiero ta perspektywa pokazuje, jak nisko ceniona jest praca kobiet w Polsce. Organizacje feministyczne ponoć walczą o aktywizację zawodową kobiet, ale już nie upominają się o godną zapłatę dla nich. Jeśli kobieta ma pętlę na gardle, musi wykarmić dzieci, to wiadomo, że weźmie każdą pracę. I ten przymus ekonomiczny przez lata wykorzystywali ci, którzy oferowali kobietom prace na śmieciówkach za grosze. Bo przecież i tak przyjdą. A poza wszystkim tyle ciągle słyszę o wyborze. No więc dostały kobiety w końcu możliwość tego wyboru. I wybrały. Przykro mi, że nie tak jak by chciały feministki. Wybrały dom i dzieci. Wybrały rodzinę.
Nie jestem ekonomistą, jestem natomiast mamą sporej gromadki dzieci. I sama widzę, jak ważne dla mnie, dla naszej rodziny, dla dzieci, jest to, że mogłam z nimi być w domu. Naprawdę rozumiem te młode matki, które nie chcą znikać na dwanaście godzin dziennie czy więcej i zarabiać marne grosze, tylko wolą przypilnować dzieci, wolą z nimi być. Mają taką możliwość, to korzystają. A jeśli to przeszkadza pracodawcom, radę miał dla nich ostatnio prezydent Andrzej Duda: . „W mediach podnoszony jest lament, że kobiety zwalniają się zpracy z powodu programu 500 plus. I bardzo dobrze. Płaćcie im więcej. 1200 złotych na kasie to za mało”.
Może więc zamiast lamentować nad lenistwem kobiet, warto przyjrzeć się, jak ten rynek pracy dla kobiet wygląda. I wyciągnąć z tego wnioski. I w końcu coś zmienić, żeby nie miały one poczucia, że są wykorzystywane jako tania siła robocza.
Małgorzata Terlikowska