Kilka lat przed wybuchem wojny przedstawiciele Oddziału II Wojska Polskiego (naszego wywiadu) powołali specjalny referat do badań nad bronią chemiczną i biologiczną. Wyniki prac naukowców zostały potem wykorzystane podczas wojny obronnej we wrześniu 1939 r.
Polacy – podobnie jak naukowcy w innych państwach – prowadzili swoje badania wbrew konwencji genewskiej zakazującej prac nad bronią chemiczną i biologiczną. Powodem złamania tego postanowienia było rosnące zagrożenie ze strony Niemców i Sowietów. Na dodatek z raportów polskiego wywiadu wynikało, że potencjalni wrogowie II Rzeczpospolitej prowadzą zaawansowane prace w tym zakresie.
Czytaj także: Niemcy oferowali Węgrom wspólny atak na POLSKĘ. Premier odmówił z powodu HONORU
Tajemniczym Referatem Technicznym, w którym badano groźne bakterie i związki chemiczne, kierował wybitny specjalista dr Jan Golba. Na długo przed wojną eksperymentował on z wieloma niebezpiecznymi bakcylami, zwłaszcza z tyfusem. Był także autorem prac teoretycznych dotyczących wykorzystania „cichych sprzymierzeńców” podczas działań wojennych.
Niepokojące doniesienia
Już na początku lat 30. pojawiły się niepokojące doniesienia, które zostały uznane przez polskich agentów wywiadu za zaplanowane działania Niemców. Jednym z takich sygnałów był tajemniczy incydent, do którego doszło we Francji.
17 marca 1933 r. polska prasa codzienna donosiła o wybuchu tajemniczej epidemii w szeregach francuskiego garnizonu stacjonującego w Verdun. Oddział II interweniował błyskawicznie. Zlecił jednemu ze swoich ludzi, aby uzyskał w tej sprawie opinię paryskiego epidemiologa, z którym od dawna pozostawał w stałym kontakcie. Wszystkie informacje miały być na bieżąco przekazywane dr Golbie.
– pisze Adam Gaafar na łamach miesięcznika „Odkrywca”.
Wyniki badań wykazały, że doszło do zatrucia pokarmowego salmonellą. Rzecz w tym, że w rejonie Verdun występowała bakteria paratyfusu typu A, tymczasem i żołnierzy wykryto typ B. Polscy oficerowie byli niemal pewni, że ktoś celowo zatruł prowiant w Verdun. Podejrzenia – co nie powinno dziwić – padły na Niemców.
Kolejne raporty wywiadowcze napawały wojskowych coraz większą grozą. Co jakiś czas pojawiały się informacje, że Niemcy prowadzą badania nad dżumą, a Sowieci nad czerwonką, tyfusem o nosacizną.
Nie było czasu do stracenia. W 1934 r. swoją działalność rozpoczęło tajne laboratorium w Warszawie. Wojskowi nie szczędzili środków na badania – do wybuchu wojny wydali na nie blisko milion złotych.
Testowanie na… ludziach
Dr Golba i jego zespół nie tylko badali szczepy groźnych bakterii, ale także prowadzili testy na… schwytanych szpiegach sowieckich. Po wojnie pracownicy referatu wyjaśniali, że do badań brali osoby, które i tak zostałyby skazane na śmierć przez sądy wojskowe.
W 1933 r. jeden z naukowców – dr Alfons Ostrowski – wizytował Korpus Ochrony Pogranicza w Łuńcu. Pokazano mu wówczas sowieckiego szpiega, którego uczony poczęstował kanapką z pasztetem. Sowiet nie wiedział, że w kromkę chleba wsmarowano wcześniej groźną toksynę butolinową (tzw. jad kiełbasiany). Po dwóch dniach szpieg zmarł. >>>CZYTAJ DALEJ<<<