Były student Uniwersytetu Columbia Ben Feibleman twierdzi , że „padł ofiarą żeńskich protekcjonistów”. Trzy lata temu wyrzucono go z uczelni z powodu oskarżenia o gwałt.
Feibleman mówi, że jest niewinny, a oskarżenie jest zemstą koleżanki za to, że odmówił jej stosunku seksualnego. Niedawno były student wniósł w tej sprawie pozew w sądzie federalnym na Manhattanie.
Decyzja władz uniwersyteckich o wydaleniu Feiblemana jest tym dziwniejsza, że mężczyzna przedstawił wiele wiarygodnych dowodów na swoją niewinność. Uczelnia uzyskała nagranie audio z momentu, w którym miało dojść do rzekomego gwałtu oraz zdjęcia z wieczoru pary.
Feibleman mówi, że on i studentka trochę ze sobą wtedy flirtowali, a potem doszło do pocałunku. Następnie mieli udać się do pokoju. Wtedy kobieta miała prosić Feiblemana o seks, jednak ten nie wyraził na to zgody. Odmowa – jak twierdzi oskarżony – wyraźnie nie spodobała się kobiecie, która zaczęła na niego krzyczeć.
W pewnym momencie mężczyzna zaczął obawiać się zachowania kobiety, więc na wszelki wypadek postanowił zrobić 30-minutowy zapis audio z ich spotkania. Pomimo tak dobitnego dowodu, władze uczelni odrzuciły jego tłumaczenia.
W uzasadnieniu podano, że studentka była zbyt pijana, aby zgodzić się dobrowolnie na odbycie stosunku.