Carter-James zmarł w Wythenshawe Hospital 28 lutego 2016 r. Dzięki łóżeczku ze specjalnym wkładem, który podtrzymuje właściwą temperaturę, kobieta mogła mieć zmarłego noworodka przy sobie przez trzy dni.
Mama Cartera-Jamesa Becki Wilson już na początku ciąży dowiedziała się, że jej dziecko jest chore i najprawdopodobniej umrze zaraz po porodzie. Lekarze sugerowali nawet wcześniejsze rozwiązanie ciąży w 25. tygodniu, ale kobieta zdecydowanie omówiła. Chciała bowiem jak najdłużej czuć ruchy i kopniaki dziecka. Chciała też dać mu szansę normalnie się urodzić. Chłopczyk po urodzeniu walczył o życie, ale się nie udało, Żył jedynie szesnaście godzin.
Dzięki specjalnemu łóżeczku kobieta mogła spędzić trzy dni ze swoim zmarłym synkiem. Jak sama mówi, tego doświadczenia nigdy nie zapomni: „Ubierałam go, myłam, i wpatrywałam się w niego godzinami, tak jak to robią wszystkie matki”.
Z takiego łóżeczka chciała skorzystać także inna rodzina, która straciła dziecko, ale okazało się to już niemożliwe. Historia ta tak wstrząsnęła Becki, że postanowiła zebraćpieniądze na zakup specjalistycznego łóżeczka, tak by osieroceni rodzice mogli spokojnie, bez pośpiechu pożegnać się ze swoim dzieckiem.
W rocznicę urodzin swojego syna Becki poinformowała, że udało jej się już zebrać fundusze na jedno łóżeczko. I choć śmierć synka pozostaje dla niej tragedią, udało się tę tragedię przekuć w dobro.