Na tę scenę nie da się spoglądać ze spokojem. Ona pozostaje w pamięci.
To bardzo ludzka scena. Spotkanie dwóch matek: jednej długo czekającej na dziecko, starszej, uszczęśliwionej, że Bóg dał jej w starości dziecko, drugiej młodziutkiej zaskoczonej łaską. Maryja, według Ewangelii, szła z pośpiechem w góry do swojej kuzynki, jakby uciekała przed spojrzeniami, podejrzeniami, złośliwością związaną z tą ciążą. Ludzie i wtedy umieli liczyć, i wtedy potrafili okazać moralną wyższość, przypomnieć zasady prawa. W ramionach, w słowach Elżbiety znajduje Maryja ukojenie, ludzkie pocieszenie, zrozumienie.
Ale jest w tym także, już z Ducha Świętego, umocnienie w powołaniu, w drodze. „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? (…) Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana” – woła Elżbieta. Bóg daje takie znaki, takie sceny, przychodzi, gdy jest trudno w słowach innych, ale i pozwala doświadczyć, że nawet, gdy anioł odchodzi, gdy zdaje się, że jesteśmy sami, on – w ludziach jest obok nas.
I wreszcie kwestia ostatnia. Ta scena opowiada także o spotkaniu dwóch nienarodzonych, poczętych. W nich, przez nich także działa Bóg. Jan Chrzciciel już w tamtym momencie spotyka Pana. Mocne to pokazanie, że życie poczęte to także życie, że Bóg działa w dzieciach, że uświęcił także ich stan. Usta dzieci nienarodzonych i niemowląt oddają chwałę Panu – chciałoby się lekko sparafrazować słowa Pisma.
Tomasz P. Terlikowski