Alveda King, siostrzenica Marthina Luthera Kinga i język i odwagę obrony najsłabszych odziedziczyła po swoim wuju. I dlatego nie powinno zaskakiwać, że to właśnie ona zadaje najostrzejsze pytania feministkom i aborcjonistkom zebranym na Marszu Kobiet przeciw Trumpowi.
Marsz Kobiet, choć jego uczestniczki zapewniały, że chcą reprezentować wszystkie kobiety, nie zajął się prawami grupy kobiet najbardziej wykluczonych. Mowa oczywiście o nienarodzonych dziewczynkach, których setki tysięcy są abortowane w samych tylko Stanach Zjednoczonych. I właśnie o nie upomniała się Alveda King.
Kobieta doskonale wie, o czym mówi, bowiem przed laty sama dokonała aborcji i zmagała się przez lata z bólem i cierpieniem. Teraz ma już odwagę, by mówić całą prawdę na ten temat i dlatego podkreśla, że uczestniczki Marszu straciły dobrą okazję, by rzeczywiście reprezentować wszystkie kobiety.
– Nie rozumiem dlaczego, jeśli mówimy o siostrzeństwie, mamy pominąć i odrzucić wszystkie te maleńkie dzieci w łonach matek, a także matki, które zostały zranione przez aborcję – podkreśla King. – Co z tymi maleńkimi dziećmi w łonach matek? Kto będzie reprezentował te malutkie dziewczynki, które zostały abortowane? – pytała.
Te pytania wciąż stoją przed feministkami, które opowiadając się za aborcją, wyrzekły się tradycji pierwszych sufrażystek, które w ogromnej większości były przeciwniczkami zabijania nienarodzonych dzieci.