Uzasadnieniem jakie podało ministerstwo zdrowia dla ograniczenia dostępności wczesnoporonnego preparatu ellaOne jest przejrzystość przepływów finansowych w służbie zdrowia. Pisałem o tym TUTAJ Teraz ten preparat ma być podawany na receptę, tak jak środki antykoncepcji hormonalnej. Drugim uzasadnieniem jakie się pojawiło jest ochrona gimnazjalistek i licealistek przed łatwym stosowaniem tego medykamentu.
Oba te uzasadnienia są bardzo słabe i pokazują jaka jest rzeczywista logika systemu pisowskiego – przestrzeganie obowiązującego prawa – nie mówiąc o jego poprawieniu – w sprawie ochrony życia jest poza jego horyzontem. Co więcej próba chronienia życia wewnątrz tej logiki wypada po prostu niepoważnie. Nie trzeba było długo czekać na polemikę ze strony Gazety Wyborczej przywołującej badania wg. których odsetek gimnazjalistek i licealistek wśród konsumentów ellaOne jest zupełnie minimalna.
Pozostająca na gruncie mentalności aborcyjnej argumentacja ministerstwa zdrowia musiała ponieść taką retoryczną porażkę. Zresztą cała sytuacja jest niczym więcej jak porażką Polski jako państwa prawa. Decyzja ministerstwa nie jest niczym więcej jak cofnięciem ze stanu lekceważenia prawa chroniącego życie z pozycji Kopacz na pozycie Tuska. Wiele to mówi o pozycjach samego PiS i jego lidera. Można odnieść wrażenie, że polskie państwo w tym zakresie jest jakąś próżnią prawną i takie gesty jak projekt ministerialny to niezwykła zasługa rządzących wynikająca z ich “opcji preferencyjnej na rzecz życia”. To kłamstwo polityczne. Polskie prawo chroni życie na każdym jego etapie od poczęcia w licznych ustawach (warto zajrzeć do zeszłorocznego projektu ustawy mającej chronić życie dzieci poczętych in vitro, który zbierał liczne, rozproszone akty prawne dotyczące ochrony życia)
Oczywiście można w pewien – nieentuzjastyczny sposób – doceniać polityków, którzy szukają sposobów na poprawę sytuacji dzieci nienarodzonych wewnątrz systemu, trzeba jednak zdecydowanie podkreślić, że nie chodzi tu o promil nastolatek sięgających po preparaty wczesnoporonne, ale o przestrzeganie polskiego prawa, które chroni życie od jego poczęcia. Według polskiego prawa obecność takich środków na rynku leków nie powinna być nawet dyskutowana. I nie jest to kwestia “katolickiej okupacji Polski” jak chciałaby Gazeta Wyborcza, a – po prostu – wykonywania prawa, którego w innych sytuacjach to środowisko tak bardzo broni.
Odwoływanie się do “gimnazjalistek i licealistek” z zupełnym pominięciem obecności w tej sprawie najmniejszej i najmłodszej osoby, która rozpoczęła już życie i staje się przedmiotem najgorszych zamiarów, to zwykła i barbarzyńska dehumanizacja, będąca podstawą myślenia aborcyjnych permesywistów z Czerskiej. Że jednak barbarzyństwo tych pryncypiów jest mentalną postawą “konserwatywnego” rządu?
Tomasz Rowiński