Zakończył się konflikt między psychoanalizą a Kościołem – oznajmili komentatorzy. Dlaczego? Otóż ponoć dlatego, że papież Franciszek powiedział, że on sam z psychoanalizy korzystał, i że mu ona pomogła. Tyle, że to stwierdzenie nie zmienia niczego w ocenie psychoanalizy.
A ta, i to z perspektywy naukowej, jest jednoznaczna. W wydaniu Freuda jest to zwyczajna hucpa. Badania były fałszowane, tezy naginane, a wszystko służyło uzasadnieniu antyreligijnych i wrogich małżeństwu, rodzinie i tradycji przekonań filozoficznych Freuda. I z perspektywy psychiatrii czy psychologii empirycznej nie da się obronić wynurzeń Freuda.
W wymiarze duchowym jest podobnie. Psychoanaliza może być duchowo niebezpieczne, co dla odmiany potwierdzi wielu egzorcystów, a także świadków tego, co rzekome terapie zrobiły z fantastycznymi kapłanami.
I nie zmienia tego oświadczenie papieża Franciszka, że on z psychoanalizy kiedyś korzystał, i że mu ona pomogła. A nie zmienia, bo po pierwsze nie wiemy, jaka to była psychoanaliza (sam termin niewiele znaczy), a po drugie papież nie jest autorytetem w dziedzinie psychologii czy wartości psychoanalizy. W tej dziedzinie papież zwyczajne nie ma autorytetu. Co w niczym nie musi zmieniać tego, że o. Bergoglio spotkania z psychoanalitykiem mogły pomóc. Mogły, tyle, że to nie zmienia oceny psychoanalizy.
Tomasz P. Terlikowski