Ruth Scully, mama zmarłego w lutym 4-letniego Nolana, opowiedziała właśnie o ostatnich chwilach życia swojego syna. I o cudzie, którego dokonał konający chłopiec.
Nolan walczył z rzadkim rakiem tkanek miękkich od listopada 2015 roku. Mimo trudnej walki chłopczyk wykazał się niezwykłą dojrzałością i odwagą, zważywszy na jego wiek. To jednak, co wydarzyło się tuż przed samą śmiercią, wzruszyło ogromnie jego mamę. Tak bardzo, że postanowiła ostatnie chwile swojego dziecka opisać w internecie na stronie poświęconej Nolanowi.
Mama chłopca doskonale pamięta dzień, w którym oboje zdali sobie sprawę, że ziemska podróż chłopca dobiega końca. „Kiedy przywieźliśmy Nolana do szpitala po raz ostatni, wiedziałem, że dzieje się coś innego, że to nie tylko kwestia bakterii, która go zaatakowała. Nolan przez kilka dni nic nie jadł i nie pił. Tylko wymiotował”.
1 lutego Ruth spotkała się z lekarzami, którzy nie mieli dobrych wieści. Ostatni wynik tomografu komputerowego wykazał obecność ogromnych guzów w klatce piersiowej, które uciskały jego oskrzela i serce. Rak rozprzestrzeniał się jak dziki ogień. Organizm nie reagował na żadne leczenie. Informacje te kobieta musiała przekazać dziecku. Kobieta opisuje jak usiadła obok niego, przytuliła się i powiedziała:
– Boli jak oddychasz, prawda?
– No.. tak..
– Ten rak jest do bani. Wiesz, nie musisz już walczyć…
– Jak to nie? Ja walczę dla ciebie, mamusiu.
– Dla mnie? Co ja mogę zrobić?
– Dzięki tobie jestem bezpieczny.
Chłopczyk zapowiedział, że pójdzie do nieba i tam będzie na swoją mamę czekał. Z każdym dniem jego stał był coraz gorszy. Nolan głównie spał. Któregoś dnia się przebudził, nawet nie miał siły, żeby wrócić do domu: „Leżeliśmy razem w łóżku, on opowiadał, jaki chciałby mieć pogrzeb, jak mają się ubrać ludzie, którzy przyjdą go pożegnać”.
7 lutego, około 9 po raz ostatni Ruth rozmawiała z synem: „Zapytałam go, czy mogłabym pójść na sekundę pod prysznic. On mi pozwolił, spytał tylko, czy wujek tak go położy, żeby mógł mnie widzieć”.
"Stałam przed drzwiami łazienki, odwróciłam się do niego i powiedziałem: „Patrz, kochanie w prawo, będę za dwie dwa sekundy. Uśmiechnął się do mnie, a ja zamknęłam za sobą drzwi”.
Jak relacjonuje mama chłopca, niemal w tym samym momencie Nolan pogrążył się w śpiączce. Kiedy wyszła z łazienki, zobaczyła sztab lekarzy wokół chłopca i ich smutne miny: „Powiedzieli, że jest on w śpiączce, że już nic nie czuje. Każdy oddech kosztował go już wiele wysiłku. Szybko wskoczyłam do jego łóżka i przyłożyłam swoją dłoń do jego twarzy. A wtedy wydarzył się cud, którego nigdy nie zapomnę”.
"Mój aniołek wziął głęboki oddech, otworzył oczy, uśmiechnął się i powiedział: „Kocham cię mamo”. Odszedł o 11:54 w moich ramionach, kiedy mu śpiewałam do ucha”.
„To niesamowite, obudził się ze śpiączki, żeby mi powiedzieć z uśmiechem na twarzy, że mnie kocha. On był wojownikiem, do ostatniej sekundy swojego życia przepełnionym miłością” – mówi wzruszona mama chłopca.