Smutny obraz Kościoła otwartego i dialogicznego daje ks. Prymas. I to z przynajmniej dwóch powodów.
Po pierwsze trudno uznać za dialogiczne groźby suspensy wobec kapłanów, którzy uczestniczyliby w demonstracji antyuchodźczej. Wygląda to raczej tak, że arcybiskup Wojciech Polak wie, że wielu kapłanów myśli inaczej, niż on, argumentów brakuje, więc sięga się po groźby.
Po drugie zaś trudno nie dostrzec, że narzędzie, które miało służyć utrzymaniu porządku i wspólnej wiary w Kościele ma być wykorzystywane do uprawiania polityki. Kościół Prymasa (sam używa sformułowania „Mój Kościół”) wbrew okładkowej zapowiedzi, że „nie miesza się do polityki" miesza się do niej. I to bardzo jednoznacznie. Pytanie bowiem, czy i w jaki sposób imigrantów i uchodźców przyjmować jest pytaniem politycznym. A groźby suspensy dla tych, którzy mają inne zdanie, niż Ksiądz Prymas, to groźby polityczne, a nie wynikające z doktryny. Żal, że upolitycznienie tej części naszego Kościoła idzie, aż tak daleko.
Tomasz P. Terlikowski