Klinika aborcyjna w Boulder została oskarżona o nadużycia, po tym, jak w wyniku późnej aborcji wewnątrz macicy kobiety zostały fragmenty ciała dziecka. W efekcie kobieta nigdy już nie będzie miała biologicznych dzieci.
Jennifer i Jason DeBuhr złożyli pozew przeciwko Dr Warrenowi Hernowi i Boulder Abortion Clinic w 2015 roku – informuje „Denver Post”. Nieudana aborcja i późniejsza histerektomia kobiety sprawiły, że para nie mogła zajść w ciążę.
Terry Dougherty, adwokat pary, powiedział, że Hern nie poinformował pary o ryzyku procedury. Lekarz także nie sprawdził, czy z macicy zostały usunięte wszystkie szczątki abortowanego dziecka. A takie są procedury.
"Aborcja nigdy nie jest bezpieczna, ponieważ kończy się śmiercią co najmniej jednej osoby” – podsumował przedstawiciel organizacji pro-life. Adwokat kliniki, Cook Olson, zaprzeczył oskarżeniom.
DeBuhr udała się do Boulder z południowo-wschodniej części stanu Nebraska w grudniu 2013 r.. Była wówczas w 25. tygodniu ciąży. Badania prenatalne wykazały, że dziecko nie ma części mózgu i najprawdopodobniej nie przeżyje nawet roku – wynika z akt sądowych.
DeBuhr twierdzi, że nie została poinformowana o jakichkolwiek komplikacjach związanych z zabiegiem. Badanie ultrasonograficzne z 2014 roku wykazało, że fragment czaszki o długości 4 centymetrów pozostał w jej macicy.
W 2016 r. Praktykami aborcyjnymi dr. Herna zajął się Kongres. Hern odmówił jakiejkolwiek współpracy, uznając działania przeciwko niemu za "polowanie na czarownice".