Charlie Gard, 10-miesięczny chłopiec, o życie którego toczy się batalia od wiosny, jest w śmiertelnym zagrożeniu. We wtorek europejscy sędziowie zadecydują o dalszych losach dziecka.
Brytyjski Sąd Najwyższy 11 kwietnia orzekł, że aparatura ratująca życie wówczas 8-miesięcznego Charliego Gardy powinna zostać odłączona. Rodzica dziecka toczyli batalię o możliwość leczenie dziecka za oceanem. Lekarze z londyńskiego szpitala nie zgodzili się jednak na to. Uznali, że byłoby to uporczywe podtrzymywanie czynności życiowych. Charlie Gard cierpi na niezwykle rzadką chorobę – genetyczną chorobę mitochondrialną, która wysysa energię z mięśni i organów. Tak jak on jest chorych jedynie 16 osób na całym świecie.
Z kolei 8 czerwca Sąd Najwyższy podtrzymał swoją decyzję, aby nie pozwolić rodzicom na próby leczenia dziecka. Do dziś uzbierali oni blisko 1,5 miliona funtów. Zebrane pieniądza i wyrobione paszporty, aby, jeśli będzie to możliwe, polecieć do Stanów, aby wyleczyć syna. Tam lekarze zgodzili się przeprowadzić eksperymentalne leczenie.
Ostatnią szansą jest decyzja Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Już teraz sędziowie zadecydowali, że lekarze muszą podtrzymać czynności życiowe dziecka do wtorku, kiedy to zostanie podjęta decyzja. Jest to ostateczna, legalna instancja, do jakiej mogą się odwołać.
Brytyjscy lekarze i sąd twierdzą, że terapia proponowana przez Amerykanów nie może pomóc dziecku. Dodatkową argumentacją jest chęć zapewnienia godności dziecku.
Aparatura podtrzymująca życie dziecka ma działać do wtorku, 13 czerwca. O północy ma zostać odłączona.
O Charliem pisaliśmy już w marcu i kwietniu.