Byłeś na Marszu Niepodległości, znaczy żeś „męszczyzna” i seksualny frustrat – oto lewackie przemyślenia filozofa i publicysty Krzysztofa Pacewicza.
Prawdziwych mężczyzn już nie ma (może poszli na Marsz KOD-u czy inną Paradę Równości), pozostali więc sfrustrowani chłopcy, którzy mężczyznami stać się nie mogą. W ranach rekompensaty za tę stratę „organizują groteskowe inscenizacje męskości w rodzaju Marszu Niepodległości”. Dzięki temu choć przez chwilę mogą poczuć się prawdziwymi mężczyznami – analizuje męski świat Krzysztof Pacewicz na stronach „Krytyki Politycznej”.
Dzięki marszom ci śniący o powrocie patriarchatu faceci mogą dać odpór swoim frustracjom. Po pierwsze zawodowym: „Na rynku pracy XXI wieku po prostu nie ma już miejsca dla męszczyzn. Oczywiście, co sprytniejsi z chłopców napisali maturę z matematyki i zostali informatykami – tej grupie jakoś udała się transformacja z tradycyjnego osiłka w nowoczesnego pracownika. Dla całej reszty zderzenie z rynkiem pracy było brutalne – okazało się, że albo pracy nie ma dla nich wcale, albo, jeśli już jest, to bardzo niemęska, np. wciskanie ludziom umów przez telefon”. Po drugie seksualnych – nikt ich podobno nie chce. „Onanizując się w szkole średniej czekali na moment, gdy staną się męszczyznami i otrzymają swoją kobietę, która będzie zaspokajać ich potrzeby, spełniać polecenia i ogólnie zachowywać się jak porządna żona i prywatna gwiazda porno jednocześnie. Problem w tym, że w międzyczasie dziewczyny poszły na studia, nauczyły się języków, zainteresowały się kulturą, modą, muzyką”. „Męszczyna” pozostał więc niewykształconym prostakiem, którego znakiem rozpoznawczym jest rozciągnięty (i zapewne przepocony) T-shirt najpewniej z jakimś emblematem patriotycznym.
Frustracje te to wynik wychowania tychże chłopaków (mowa o 20-, czy 30-latkach). Prawdziwego mężczyznę zastąpił więc „model nacjonalisty-kowboja-biznesmena – męszczyzny. Faceci ci z gruntu są na przegranej. Ich złość i frustrację budzi także fakt, że pod wieloma względami to kobiety są od nich lepsze. A to podobno boli – jak zauważa Pacewicz. „Warto porównać losy chłopców z poczynaniami ich rówieśnic – dziewczyn, które w tym samym czasie nauczyły się języków obcych, poszły na studia, przeszły spóźnioną rewolucję obyczajową i ogólnie zbliżyły się do standardów europejskich. Chłopcy dorastali, nie kwestionując dziecinnego ideału męszczyzny tak długo, jak tylko się dało. W końcu jednak dorośli i wtedy ich zderzenie z rzeczywistością było naprawdę bolesne. Okazało się bowiem, że zamiast męszczyznami stali się frustratami”.
Świat, który opisuje filozof Pacewicz, składa się z chamskich, homofobicznych, nietolerancyjnych i prymitywnych troglodytów i światłych, liberalnych kobiet, które do serca przytulą każdego geja i pod swój dach przyjmą nawet uchodźców. W świecie tym nie pozostaje im nic innego jak sublimowanie popędu seksualnego na marszach i zadymach, bo „wykształcone, kulturalne i liberalne dziewczyny poszukujące partnerskich związków nie są zainteresowane graniem roli panienek dla chłopców. Nikt nie chce sypiać z troglodytami”.
Nie wiem, jaki marsz filozof publicysta Pacewicz obserwował, bo na pewno nie był to Marsz Niepodległości. Gdzie się on dopatrzył przemocy, nie wiem. Gdyby zechciał się rozejrzeć, zamiast skupiać się na swoich lewackich frustracjach, zobaczyłby kobiety, wiele młodych i bardzo ładnych, całe rodziny z dziećmi, co zadaje jednakowoż kłam postawionym tezom.
Fakty jednak się nie liczą. Lewactwo wie przecież od dawna, w jakim celu marsze są organizowane – w imię kultu zbiorowej przemocy. „Ta najbardziej prymitywna z tradycyjnie męskich aktywności pozwala chłopcu choć przez chwilę poczuć się husarzem, nawet jeśli jego wierzchowcem są adidasy, szablą kij bejsbolowy, a za trzepoczące skrzydła służy szalik Legii Warszawa. Nacjonalizm, neofaszyzm i chuligaństwo futbolowe przenikają się między sobą, bo chłopcom nie chodzi tak naprawdę ani o „żołnierzy wyklętych”, ani o dyktat Unii Europejskiej, tylko o kult męskiej przemocy”. W ogóle takie marsze to skandal, „parada męszczyzn”, którą obecnie PiS chce dodatkowo przebrać w żołnierskie mundury: „Teraz całe sfrustrowane pokolenie chłopców zostanie oficjalne przebrane za żołnierzy, otrzyma karabiny (miejmy nadzieję, że wypełnione ślepakami), czapkę z orzełkiem i 500 zł żołdu (wersja 500+ dla prawdziwych męszczyzn). Chłopcy będą bawić się w wojnę za publiczne pieniądze, a ministrowie, generałowie i weterani będą ich przekonywać, że są kluczowym ogniwem w systemie obrony narodowej. Dowiedzą się, że są prawdziwymi męszczyznami, od których zależy bezpieczeństwo Polski i w ogóle przyszłość Europy, których podziwia naród, za którymi panny ustawiają się sznurem itp. Dzięki temu patriotycznemu disneylandowi ochroni się chłopięce marzenie o byciu prawdziwym męszczyzną przed zderzeniem z rzeczywistością, przynajmniej na parę lat”.
No cóż, aż boje się postawić pytania filozofowi publicyście Krzysztofowi Pacewiczowi, gdzie więc podziali się prawdziwi mężczyźni. Wyginęli jak mamuty czy może poszli na Parady Równości. Jeśli więc symbolem męskości ma być przebieraniec z piórkami w tyłku, to ja za taką męskość dziękuję. Obawiam się, że w sytuacji zagrożenia ten z piórkami zwiewałby gdzie pieprz rośnie, w trosce o swoje cztery litery. Na barykady poszliby ci tak dziś przez Pacewicza pogardzani. Prawdziwi mężczyźni, z krwi i kości, którzy Polski się nie wstydzą i gotowi się za nią walczyć.