„Złapali ją, przywiązali do topoli, obcięli jej piersi, uda, wszystko, co się da zjeść… Byli głodni, każdy musi jeść. Kiedy Kostia wrócił, ona jeszcze żyła. Chciał ją ratować, ale się wykrwawiła, umarła” – wspominała jedna z mieszkanek wyspy.
Straszne miejsce
W roku 1989 Walerij Fast, jeden z założycieli organizacji Memoriał, wysłuchał relacji kobiety z plemienia Ostiaków na temat tego co wydarzyło się wówczas na tej zagubionej na końcu świata wyspie:
Dotarliśmy do wioski Nazina położonej nad brzegiem przy wyspie. Ludzie mówili: „Ależ nazwozili narodu na wyspę”. Ilu ich tam było? Pewnie ze 13 tysięcy. (…) Pamiętam, że zostawiono ich pod gołym niebem, wszystkich tych ludzi. Próbowali uciekać. Pytali: „Gdzie jest kolej?”. Nigdyśmy nie widzieli żadnej kolei. „W którą stronę jest Moskwa? A Leningrad?” Nie umieliśmy im powiedzieć; pierwszy raz słyszeliśmy o czymś takim. My, Ostiacy.
Okazało się, że siepacze Stalina na jego osobisty rozkaz przywieźli tu statkami ludzi wcześniej więzionych w moskiewskich leningradzkich więzieniach. Przywieziono ich na wyspę, wyładowano ze statków na wyspę i… pozostawiono samych sobie.
Poniższy film przedstawia straszny los więźniów zesłanych na „Wyspę Kanibali” :
Teoretycznie w planach była budowa tu obozu pracy? Ale jak zbudować obóz kiedy nie było tu żadnych narzędzi… Nie było desek, drutu kolczastego, nie było nic…
Najgorsze było to, że tym ludiom nie zapewniono żadnej aprowizacji. Absolutnie NIC DO JEDZENIA!
Nie minęło kilka tygodni, a u ludzie zaczynali umierać…
Administracja GUŁAG-u nie troszczyła się zbytnio o ich los. Towarzysz Stalin dał jasno do zrozumienia, że ich los go nie interesuje. Mimo to zadecydowano, że dostarczy im się surowej mąki. Jednak więźniowie nie mieli przecież żadnych pieców, w których mogliby upiec chleb. Zdesperowani ludzie po prostu mieszali mąkę z wodą z rzeki i próbowali to jeść. Bardzo szybko pojawiły się przypadki dyzenterii.
Ludzie uciekali, wygłodzeni. Tamci im rzucali garść mąki, oni mieszali to z wodą, pili i biegunka gotowa! Czego myśmy tam nie widzieli! Ludzie umierali dookoła, zabijali się nawzajem.
Na wyspie był strażnik, nazywał się Kostia Wienikow, młody chłopak. Podobała mu się ładna dziewczyna, którą przywieziono. Chronił ją.
Któregoś dnia musiał wyjechać, więc mówi do kolegi: „Pilnuj jej”, ale tamten, co on mógł zrobić, ze wszystkimi dookoła… Złapali ją, przywiązali do topoli, obcięli jej piersi, uda, wszystko, co się da zjeść, wszystko, wszystko… Byli głodni, każdy musi jeść. Kiedy Kostia wrócił, ona jeszcze żyła. Chciał ją ratować, ale się wykrwawiła, umarła.
Zapasy mąki zostały po prostu wyładowane na brzegu wyspy. To były wielkie góry mąki. Strażnicy wyznaczyli spośród więźniów „strażników”. Byłi to tak zwani „zecy” czyli najgorsi kryminaliści. Wykorystywali oni swoją władzę do maltrtowania pozostałych skazańców. Mordy, tortury i zbiorowe gwałty były na porządku dziennym.
Ostateczne rozwiązanie
Kiedy przyszły pierwsze chłody władze GUŁAG-u podjęły decyzję o likwidacji „obozu”. Pozostałych przy życiu więźniów, a właściwie nie przypominających istot ludzkich wycieńczonych istot zapakowano na statek.
Niestety, nie dane im było wydrzeć się z tego piekła. Zatopiono ich na środku ogromnej syberyjskiej rzeki. Towarzysz Stalin mógł być zadowolony. Jego wrogowie przestali istnieć…