– Nic nie przemawiało za tym, by Paweł mógł popełnić samobójstwo. Był szczęśliwym mężem i ojcem, był bardzo zżyty z żoną i dziećmi. Tamtego dnia pojechał na ryby. Miał wrócić wieczorem. Był zapalonym wędkarzem, to było jego hobby. Jadąc na ryby przekazał koledze, by po niego przyjechał, bo może wypić jedno, dwa piwa. Ten kolega dzwonił do niego, ale Paweł już nie odbierał telefonu. Po 22-giej żona zgłosiła zaginięcie – mówi nam znajomy Pawła.
– On nie przychodził nigdy późno do domu, nie był typem człowieka, który mówił, że wróci o 20- tej i znikał do północy. Już wtedy wiedzieliśmy, że coś mogło się stać. Naszemu koledze powiedział, że na rybach nie będzie sam. Ktoś będzie mu towarzyszył. Kto? Tego nie wiemy, nie powiedział nam. W mojej ocenie, policja na początku poszukiwań Pawła popełniła błąd. Szukała go z drugiej strony Głogowa. Tam miały być rzekomo logowania z telefonu. Paweł, przed tym jak pojechał na ryby, przesłał mapkę koledze. Temu, który miał po niego przyjechać. Na mapce było zaznaczone, w jakim miejscu będzie łowił ryby. To właśnie ten kolega udostępnił mapkę zaprzyjaźnionym kibicom Chrobrego Głogów, którzy podjęli poszukiwania. To oni go znaleźli wiszącego na słupie – dodaje nasz rozmówca