Matka chłopca mówiła, że jeśli istnieje jakaś szansa, to nie mogą pozwolić mu umrzeć. "Nie poddamy się, tylko z tego powodu, że ma rzadką chorobę. Zasługuje na szansę i zasługuje na życie tak samo jak każdy." W tej sprawie zapadł już jednak wyrok sędziowski.
Sąd Najwyższy we wtorek orzekł, że aparatura ratująca życie 8-miesięcznego Charlie Garda powinna zostać odłączona. Rodzica dziecka toczyli batalię o możliwość leczenie dziecka za oceanem. Lekarze z londyńskiego szpitala nie zgodzili się jednak na to. Uznali, że byłoby to uporczywe ich podtrzymywanie. Charlie Gard cierpi na niezwykle rzadką chorobę – genetyczną chorobę mitochondrialną, która wysysa energię z mięśni i organów. Tak jak on jest chorych jedynie 16 osób na całym świecie.
Rodzice odnaleźli szansę na przeżycie dziecka. Pojawiała się ona dzięki amerykańskim specjalistom. Twierdzą, że znają metodę leczenia, która może go ocalić. Już wcześniej stosowali ją w podobnych przypadkach – ma za zadanie naprawienie DNA dziecka. Nawet jednak taka forma leczenia według lekarzy z Londynu i Sądu byłaby uporczywą terapią.
Sędzie Justice Francis po konsultacji z lekarzami orzekł, że dziecko doznało już nieodwracalnych zniszczeń mózgu – a to oznacza, że leczenie ma bardzo małe szanse na osiągnięcie "czegokolwiek pozytywnego dla niego". Stwierdził także, że Charlie powinien umrzeć z godnością.
Na serwisie Facebook rodzice opublikowali filmik ze zdjęciami dziecka:
Matka, Connie Yates, mówiła Daily Mail, że w pierwszym odruchu chciała pójść do szpitala i przytulić dziecko tak szybko, jak to możliwe. Według rodziców, dziecko zostało skazane na śmierć.
To jednak nie koniec walki – rodzice szukają wyjścia z patowej sytuacji. Mają zebrane pieniądza i wyrobione paszporty, aby, jeśli będzie to możliwe, polecieć do Stanów, aby wyleczyć syna. W ciągu trzech tygodni dowiemy się, czy jest możliwa apelacja.