Maja Frykowska-Brzezińska, niegdyś znana w całym kraju jako "Frytka", wycofała się z show-biznesu. Dziś odważnie mówi o swoim nawróceniu.
Popularność przyniósł jej występ w programach reality-show "Big Brother" oraz "Bar". W 2011 r. przeżyła j nawrócenie. Całkowicie zmieniło się jej podejście do życia. Tak mówiła o tym we Wrocławiu: i jej podejście do życia, a więc i samo życie, kompletnie się odmieniło. – Wywodzę się z rodziny artystów. Wiele lat temu zapragnęłam być sławna, piękna i bogata. Niefortunnie zdarzyło się, że znalazłam się w reality-show. Narobiłam tam dużo głupot, których dzisiaj bardzo żałuję”
To nie Bóg kierował jej życiem, ale szatan, co do tego nie ma wątpliwości: „Największy wpływ na nasze życie ma dzieciństwo. To, w jaki sposób jesteśmy kształtowani, daje nam możliwości lub je zabiera. Ja nie wybrałam dobrej drogi: narkotyki, przelotne romanse, dużo imprez. Ciągle byłam w tym amoku, wyszłam z programu kompletnie zmiażdżona”.
W pewnym momencie aktorka zaczęła się zastanawiać, czy właśnie tak powinno wyglądać jej życie. Długo nie potrafiła zrezygnować z show-biznesu: „Moja rodzina wierzyła w Boga, ale w żaden sposób nie praktykowaliśmy tego. Nie chodziliśmy do kościoła, nie czytaliśmy Biblii, nie mówiliśmy o Bogu. Modliłam się jedynie modlitwą „Ojcze nasz”. I pojawiałam się w kolejnych programach, istniałam w show-biznesie, moje życie szło na całkowite zatracenie”. Podobnie jak życie osób, wśród których się obracała. Magia, wróżby, okultyzm były tam na porządku dziennym: „Niejednokrotnie byłam świadkiem takich sytuacji. Oczywiście, oprócz tego narkotyki, seks i rock&roll są na porządku dziennym. Myślę, że tak naprawdę mówimy o zagubionych ludziach, którzy szukają aprobaty i poprzez wszelkiego rodzaju używki dodają sobie pewności, której im po prostu brakuje. Duża presja oraz rywalizacja ich wykańczają. Nie ma tam miejsca na przyjaźń. Liczy się próżna sława, która niczego w życiu nie daje”.
Aktorka zaczęła się w tym świecie dusić. Gdy wracała z wesela i castingu we Wrocławiu, w samochodzie znajomi przekonali ją, by oddała życie Jezusowi. „Pędzimy autostradą, a oni mówią: "Chcesz przyjąć Jezusa do swojego serca jako Pana i Zbawiciela?”. Zgodziłam się, przestraszona, i nagle zaczęli się modlić językami. Gdy wróciłam do domu, czekałam na coś spektakularnego. Oczywiście, nic wielkiego się nie zdarzyło. Poczułam ulgę, jakby coś ze mnie zeszło, ale jeszcze wtedy patrzyłam na to wszystko sceptycznie”.
Teraz kobieta dzieli się swoją historią, ostrzega ludzi przed wróżkami i magią: „Nie mają pojęcia o tym, że Boża moc jest większa od tego wszystkiego. A największą bronią diabła jest fakt, że ludzie w niego nie wierzą! I dlatego robi wielkie spustoszenie”.