Z księdzem biskupem pomocniczym archidiecezji krakowskiej, Grzegorzem Rysiem rozmawia ks. Bohdan Dutko MS, redaktor naczelny „La Salette” Posłaniec Matki Bożej Saletyńskiej.
Święta wielkanocne czy święta paschalne?
Paschalne. Samo określenie „święta wielkanocne” mogłoby skutkować zawężeniem przeżywania świąt do samej Wielkiej Nocy i Wielkiej Niedzieli. Natomiast prawda jest taka, że jest jeden wielki obchód liturgiczny, który zaczyna się w czwartek wieczór, a kończy błogosławieństwem po rezurekcji. To jest jedna wielka liturgia, która trwa trzy dni i ona pokazuje przejście. Choć jest ona zasadniczo przejściem wielkanocnym, bo Wielkanoc nadaje sens temu, co czynimy w czwartek i temu, co czynimy w piątek, w tym sensie mogą być to święta wielkanocne, to jednak określenie „święta paschalne” lepiej oddaje całą treść. Jest punkt wyjścia, jest punkt dojścia i jest czas, w którym się ta Pascha dokonuje.
Otwieram kalendarz i widzę, że święta wielkanocne przypadają w tym roku w niedzielę i poniedziałek 16 i 17 kwietnia… czy tak jest naprawdę?
Ludzie różne rzeczy piszą.
Co to jest Triduum paschalne?
Jest to przeżywanie w liturgii męki, śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa. Liturgia sprawia, że nie tylko przypominamy to, co się działo lat temu dwa tysiące, tylko – właśnie dzięki liturgii – stajemy się uczestnikami tych wydarzeń. W ten sposób to przejście Jezusa przez mękę i śmierć do zmartwychwstania jest też naszym przejściem. Dlatego szczytem przeżywania Triduum – od strony ludzkiej – jest odnowienie przez nas przyrzeczeń chrzcielnych. Świadomość chrzcielna otwiera nas na to doświadczenie paschalne, czyli na przejście ze śmierci do życia.
Jaka jest świadomość ważności Triduum Paschalnego dla przeciętnego wiernego?
Nie mam narzędzi, by to zbadać. Tym bardziej nie mam ochoty kogokolwiek oceniać czy osądzać, bo to nie do mnie należy. Ja sam, będąc już księdzem, nie rozumiałem, jakie to jest ważne. Byłem już kilka lat księdzem, kiedy ktoś mi otworzył oczy na całe znaczenie Triduum Paschalnego. Dlatego się nie dziwię… Pamiętam z dzieciństwa, jak wieczorem w Wielką Sobotę mama albo tata mówili: popatrz, czy pod kościołem pali się ogień czy jeszcze nie, jak się pali, to pójdziemy… Nie znam pobożniejszych ludzi od moich rodziców, jednak nie mieli wtedy (dziś ją mają) wielkiej świadomości Wigilii Paschalnej, która jest najważniejszym obchodem liturgicznym w całym roku. Mam nadzieję, że ta świadomość rośnie. Potrzeba czasu i cierpliwości. Ja nic innego od dwudziestu pięciu lat nie robię, jak tylko to powtarzam. Mam nadzieję że wielu ludzi to usłyszało i wcale niekoniecznie ode mnie.
Czy możemy powiedzieć, że święta zaczynamy w czwartek wieczór?
Nie. Możemy powiedzieć, że w czwartek po południu kończy się Wielki Post. Triduum Paschalne jest odrębnym, bardzo krótkim, ale intensywnym czasem liturgicznym.
To kiedy zaczynamy?
W Izraelu dzień zaczyna się wieczór, a nie rano. Mierzymy czas na sposób biblijny, dlatego Triduum Paschalne zaczynamy Mszą św. Wieczerzy Pańskiej w czwartek wieczór; po niej przenosimy Jezusa Eucharystycznego do ciemnicy. Nie ma żadnego błogosławieństwa, bo liturgia się nie skończyła. Liturgia Męki Pańskiej zaczyna się bez znaku krzyża, nie ma pozdrowienia. Nie zaczyna się bowiem nowa liturgia, wszyscy mają świadomość tego, że ona trwa od wczoraj. Na zakończenie przenosimy Jezusa do grobu i znów nie ma błogosławieństwa i nie ma rozesłania. Nadchodzi sobota – najdłuższy dzień w roku, w tym sensie najdłuższy, że nic w kościele nie robimy poza święceniem pokarmów. I przychodzi Noc Paschalna, która zaczyna się nie od znaku krzyża, nie od pozdrowienia, tylko od poświęcenia ognia, zapalenia paschału… To jest ciągle jeden obchód liturgiczny.
Trzy dni czy trzy noce?
Trzy dni, bośmy się już umówili, że dzień się zaczyna wieczór.
A czas między liturgiami czym jest?
Liturgią jest wszystko. Wychodzisz z kościoła, idziesz do domu, idziesz spać, a liturgia trwa. Wstajesz rano, sprzątasz, gotujesz i to wszystko jest częścią liturgii. To jest może jedyny taki moment w całym roku, kiedy uświadamiamy sobie tę jedność między życiem a liturgią. Przynajmniej tak powinno być.
Jak doświadczyć przeżycia jedności tej liturgii?
Żeby uświadomić sobie tę jedność liturgii, należałoby przeżywać ten obchód liturgiczny w jednej wspólnocie i w jednym miejscu, a nie zmieniać: w czwartek pójdę do parafii, w piątek na Wawel – bo tam jest piękna adoracja krzyża, a na Wigilię Paschalną udam się do Dominikanów, bo tam ładnie śpiewają.
Ktoś mi powiedział, że z Wieczernika przed czasem wyszedł tylko jeden „gość”. Może to jest daleko upraszczające, ale ja podzielam to stwierdzenie. Bardzo nie lubię zmieniać miejsca przeżywania Triduum Paschalnego, zawsze chciałbym mieć możliwość przeżywania całego Triduum w jednym miejscu, w tej samej wspólnocie wiary. Czasami obowiązki biskupie na to nie pozwalają.
Jeśli ktoś przychodzi na Liturgię tylko w Wigilię Paschalną, to w jaki sposób on uczestniczy w Triduum Paschalnym?
Uczestniczy, ale coś istotnego traci, ginie mu fragment doświadczenia Zmartwychwstania Pana Jezusa i tego, do czego ono nas uzdalnia, przez co nas przeprowadza. Ponieważ to jest jedna liturgia, to ostateczny jej finał wyznacza sens temu wszystkiemu, co jest wcześniej. Mogę pocałować krzyż w Wielki Piątek, bo wiem, że Jezus zmartwychwstał. Jak nie wiem, że zmartwychwstał – to jest pytanie o sens całowania krzyża. Jeśli wiem, że Jezus zmartwychwstał, to mogę przeżyć w Wielki Czwartek obrzęd mandatum, obrzęd umycia nóg. Jeśli nie wiem, że zmartwychwstał, to ten obrzęd można sprowadzić do takiego sentymentalnego lub teatralnego gestu albo moralizatorstwa. Na co dzień jedni drugim raczej podkładają nogi, a nie myją. Skąd się bierze w człowieku zdolność do tego, żeby klęknąć przed drugim w postawie pokory i służby? Uzdalnia do tego miłość Chrystusa Zmartwychwstałego, jedność z Tym, który zmartwychwstał. W tym sensie człowiek, który nie przyjdzie w czwartek i w piątek, to coś ważnego traci, tak jak człowiek traci, jeżeli w ogóle nie jest na niedzielnej Eucharystii. To nie chodzi o to, że nie spełnia jakiegoś przepisu, że nie wypełnia prawa, ale traci doświadczenie paschalne, które mu otwiera nowy tydzień.
Co Ksiądz Biskup myśli o tzw. nocy konfesjonałów w Wielki Piątek?
Ponieważ żyję w Kościele i słucham papieża, mnie jest bliższa inicjatywa „24 godziny dla Pana” i jest mi ona bliższa dla tysięcy innych powodów. Po pierwsze dlatego, że jest dość dobrze osadzona w czasie Wielkiego Postu. IV Niedziela (laetare) jest wezwaniem do radości. Z czego ta radość ma wynikać? Z tego, że to nawrócenie ma wymiar nie tylko indywidualny, ale także wspólnotowy. Papież nas wzywa od kilku lat, żeby „24 godziny dla Pana” były czasem wspólnego przeżywania sakramentu pokuty poprzez przeżycie liturgii pokutnej ze spowiedzią indywidualną. On sam jest pierwszym, który prowadzi taką liturgię, sam jest pierwszym, który idzie do spowiedzi i do tego wzywa cały Kościół. Ja jestem najdalszy od oceniania tego, że ktoś w Wielki Piątek spowiada całą noc czy organizuje tzw. „Noce konfesjonałów”. To są ważne wydarzenia tym bardziej, że one wcześniej się pojawiły niż ta inicjatywa papieska, ale myślę, że odkąd papież Franciszek zaproponował „24 godziny dla Pana” i przypomina to cyklicznie, także w ostatnim Liście Misericordia et Misera…, to należałoby robić wszystko, żeby ta inicjatywa stała się znana, powszechna i praktykowana w całym Kościele, nawet jeśli trzeba to czynić kosztem tych wcześniejszych inicjatyw typu „Noc konfesjonałów”. Kościołowi dobrze robi zobaczyć siebie jako wspólnotę grzeszników, którzy się nawracają i to jest rzeczywisty powód do świętowania radości w Niedzielę Laetare. Dobrze, że to jest w pewnej perspektywie czasowej do Świąt Paschalnych, widać, że jest pewne przygotowanie, że od spowiedzi jest pewien czas oraz doświadczenie łaski i życia w tej łasce, że nie wszystko robimy w ostatniej chwili.
Kończąc tę część rozmowy proszę powiedzieć: jaka jest rola księży (duszpasterzy) w przeprowadzeniu wiernych przez te wielkie tajemnice paschalne?
Taka sama jak w przekazie wiary. Wiara to nie jest tylko zbiór prawd, jest to także doświadczenie. Przekazywać komuś wiarę to nie znaczy tylko nauczyć go kilku zasad, ale to być dla niego przewodnikiem w doświadczeniu wiary. Taka jest rola księdza. To przekazywanie doświadczenia wiary dokonuje się w najważniejszym momencie całego roku, jakim jest Triduum Paschalne. I dobrze je ksiądz wypełni, jeśli sam to Triduum Paschalne przeżywa jako najważniejsze wydarzenie w swoim osobistym doświadczeniu wiary w Boga. Jeśli tak przeżywa, to tak poprowadzi wiernych.
Jakie bariery muszą przekroczyć księża, aby w parafiach rozbłysło to Źródło Życia?
Przeszkód jest dużo. Po pierwsze, to jest czas, kiedy księża wykonują gigantyczną pracę: w Wielkim Tygodniu spowiadają nieraz po kilkanaście godzin dziennie do późna w nocy. W ostatnich latach tuż przed świętami przyjeżdżają do domu rodacy z zagranicy i każdy chce się wyspowiadać. Księża są rzeczywiście zmęczeni. Bardzo jest potrzebny zastęp ludzi, którzy byliby rzeczywistymi współpracownikami w parafii, którzy wzięliby na siebie obowiązek przygotowań do Triduum Paschalnego. Są czynności, w których księdza nikt nie zastąpi (wygłoszenie homilii), ale przygotowanie liturgii i znaków mogą zrobić świeccy.
Druga przeszkoda to jest kwestia świadomości samej rangi Triduum Paschalnego. Najlepiej pokazują to dwa fakty: nie mamy żadnych skrupułów, by zaprosić ludzi w Boże Narodzenie na pasterkę, jesteśmy przekonani, że wierni przyjdą i rzeczywiście przychodzą, a jednocześnie uważamy, że ludzi nie można zaprosić na Liturgię w Wigilię Paschalną w nocy. Tymczasem ta pierwsza to jest tylko i wyłącznie tradycja, a ta druga to cały najgłębszy sens liturgii. Tradycja jest czymś bardzo mocnym i nieraz zmierzyć się z takimi schematami, które przez pokolenia w ludziach się utrwaliły, jest bardzo trudno. Ale można się z nimi zmierzyć, bo od tego też jest ksiądz, żeby objaśniał, żeby tłumaczył, żeby wspólnie z radą parafialną dokonać pewnego namysłu, i z liderami rozmaitych grup, przekonywać ludzi. W wielu miejscach jest tak, że jeszcze ciągle procesja rezurekcyjna jest rozdzielona z liturgią Wigilii Paschalnej, czyli najpierw wyśpiewujemy w kościele alleluja, a potem wkładamy Pana Jezusa z powrotem do grobu po to, żeby Go wyciągnąć rano na procesję. Widzimy, ile jest jeszcze rzeczy mało sensownych, ale nie można ich zmienić w ten sposób, że od jutra będzie tak, bo tak ma być, tylko trzeba dokonać pewnej pracy, katechezy, objaśnienia i to jest możliwe. Mam własne doświadczenia, które pokazują, że to jest możliwe.
Liturgia jest pełna symboli, znaków. Podczas celebracji eucharystycznych widzimy księdza raczej z kielichem i pateną, a tu nagle z miednicą, wodą i prześcieradłem…
Oby. To jest taki znak, który ciągle jeszcze ze wszystkich znaków Triduum Paschalnego jest najmniej praktykowany.
Dlaczego?
To chyba jest kwestia pewnych przyzwyczajeń. Powszechna świadomość jest taka, że to biskup ma przywilej w Wielki Czwartek wieczór dokonać mandatum i co więcej, w takiej liturgii ten obrzęd chyba dość łatwo – tak jest odbierany – staje się obrzędem teatralnym, w którym biskup „odgrywa” Pana Jezusa myjącego nogi dwunastu uczniom. Tych ludzi się wyszukuje specjalnie, niektórzy się wstydzą, niektórzy się nie wstydzą, niektórzy się krępują, to są całe historie… Szkoda, że tego znaku nie ma w liturgii, a bardzo szkoda, jeśli jest sprowadzany do pewnego rodzaju pobożnego spektaklu, takiego teatru. Liturgia nie jest teatrem i nie odgrywamy Pana Jezusa, to nie jest sztuka, a biskup nie przebiera się za Pana Jezusa z Ostatniej Wieczerzy. Dlaczego ten obrzęd jest ważny? W czasie tej liturgii czytamy 13 rozdział Ewangelii św. Jana, w której nie ma słów przeistoczenia, a jest wyłącznie mandatum. To zmienia nasze rozumienie, co znaczy „czyńcie to na moją pamiątkę”. To nie jest kwestia tylko tego, że możemy sprawować obrzędy, tylko to jest pytanie, czy te obrzędy sprawowane przez nas zmieniają nasze postępowanie. Czyli ja jestem kimś, kto najpierw Jezusowi pozwoli sobie umyć nogi, co jest niesłychanie ważne. Jeśli ja nie pozwolę sobie umyć nóg, tak jak Piotr się nie godził, to nie potrafię tego czynić wobec innych. Taka postawa służby miłości w duchu Nowego Przykazania jest możliwa tylko wtedy, kiedy przekazuję to, co otrzymałem. Jeśli nie otwieram się na to od strony Jezusa, nie mam niczego do przekazania. W obrzędzie mandatum ważniejsze jest to, żeby sobie pozwolić choćby w wymiarze duchowym umyć nogi przez Jezusa niż to, żeby samemu od razu biec do miednicy i chcieć komuś nogi umyć. Są małe wspólnoty, gdzie się dokonuje tego obrzędu dość powszechnie i pamiętam, że nieraz w takich wspólnotach – czy ja, czy inni prezbiterzy – zatrzymywaliśmy ludzi, którzy natychmiast gnali do miednicy i chcieli wszystkim po kolei myć nogi. Hola, hola, jak nie masz tego doświadczenia, że Jezus ci umył nogi, to się w ogóle na to nie porywaj. To jest bardzo ważny obrzęd. W starożytnym Kościele nie było Eucharystii w Wielki Czwartek wieczór, to jest później wprowadzony obrzęd liturgiczny. Dobrze że on jest, natomiast byłoby niedobrze, gdyby zupełnie wyparł ze świadomości ten pierwszy znak wielkoczwartkowy, jakim jest mandatum.
Słyszałem, że Ksiądz Biskup boso podchodzi do ucałowania krzyża w Wielki Piątek…
Tak jest w Liturgii katedralnej, tak jest w rubrykach, że przewodniczący liturgii ma prawo zdjąć buty jako pierwszy w poczuciu, że to jest postawa Mojżesza, który stanął wobec płonącego krzewu, miejscu objawienia się Boga i usłyszał wezwanie do zdjęcia sandałów, gdyż stał na ziemi świętej. Krzyż jest takim miejscem jak płonący krzew, bo krzyż dla nas jest wyobrażeniem tego, co zabija, co unicestwia, tak jak ogień, który podpalił krzew, ale go nie zniszczył. To jest tajemnica paschalna. Ja mogę wejść w doświadczenie pewnego ognia, który mógłby mnie zabić – mogę, nie dlatego, że się nie boję, ale dlatego, że Jezus Chrystus zmartwychwstał i okazuje się, że mnie ten ogień nie niszczy, że mnie nie zabija. Stojąc wobec takiej tajemnicy, która jest tajemnicą świętości Boga, mam prawo zdjąć buty, bo to mi przypomina, jakim ważnym znakiem obecności Boga jest krzyż. Liturgia Wielkiego Postu przywraca uwagę na krzyż, choćby na taki gest, kiedy w V Niedzielę krzyże są zasłaniane. Niektórzy ludzie dopiero jak zauważą, że krzyż jest zasłonięty, uświadamiają sobie, jak on jest ważny. I podobnie zdjęcie butów jest po to, żeby sobie uświadomić świętość krzyża, świętość tego wydarzenia, jakim jest objawienie się Boga w krzyżu, tak jak i w płonącym krzewie.
W przepowiadaniu coraz częściej słyszymy o krzyżu chwalebnym. Czy mógłby Ksiądz Biskup wyjaśnić to określenie?
Ja nie wiem, czy można to prosto wyjaśnić, to trzeba przeżyć. Dla Jezusa, jak to opisuje św. Jan w Ewangelii, doświadczenie krzyża jest doświadczeniem wywyższenia, chwały. Co to jest chwała? Chwała to jest znaczenie, waga… Słowo chwała w hebrajskim pochodzi od słowa ciężar, dlatego w języku polskim mówimy, że ktoś jest ważny, co znaczy, że dużo waży, w moim życiu dużo waży. Dlaczego Jezus dużo waży w moim życiu? Dlatego, że jest ukrzyżowany. Nie dlatego, że Go ukrzyżowali, tylko że dał się ukrzyżować za mnie, dał się zabić, jest szafarzem własnego życia, jest szafarzem własnej śmierci, pokazuje, jak mnie kocha, jest gotów za mnie umrzeć. Dlatego jest w moim życiu ważny. Więc najpierw na krzyżu objawia się chwała Jezusa. Z zachowaniem wszystkich proporcji, tak też może objawić się chwała człowieka. Dlaczego moja mama, mój ojciec są dla mnie ważni? Jak sobie pomyślę, ile byli w stanie w życiu wycierpieć dla mnie, jaką ofiarę z wielu rzeczy ponieśli, z samych siebie składali wielokrotnie, to objawia się ich waga, ich znaczenie w moim życiu, bo widzę, ile ich miłość do mnie kosztowała. Czym mierzyć ludzką miłość? Oczywiście chwalebność tego krzyża ostatecznie bierze się stąd, że przez ten krzyż, tak jak go dziś przeżywamy, widać zmartwychwstanie, drogę do życia. Krzyż nie jest narzędziem śmierci, to jest droga do życia. Ale o tym się łatwo mówi, natomiast człowiek zaczyna rozumieć o co chodzi, jeśli tego w życiu doświadczył. Każdy ma swój własny krzyż… To są rzeczy bardzo osobiste, nie są do końca przekazywalne. Ale są takie momenty w życiu, przez które człowieka przeprowadza wyłącznie wiara w krzyż, wiara w Boga objawionego na krzyżu. To może człowieka przeprowadzić przez sytuacje, które – normalnie rzecz biorąc – powinny go zabić duchowo na wiele sposobów, ale nie zabijają bo wie, że Jezus Chrystus jest ukrzyżowany i w momencie ukrzyżowania jest z człowiekiem zjednoczony. W tych wszystkich momentach, takich właśnie krzyżowych, mamy doświadczenie spotkania z Jezusem. Jesteśmy w komunii z Jezusem Ukrzyżowanym, ta komunia nas przeprowadza. Chrystus nie usunął z naszego życia cierpienia, tylko przyjął każde ludzkie cierpienie. To jest powszechne doświadczenie ludzkie, że można przejść przez każdą sytuację, nawet najtrudniejszą pod warunkiem, że nie jest się samemu. A jak jestem zostawiony sam sobie przez ludzi, którzy mi mówili przez lata, że mnie kochają, ale w sytuacji cierpienia, próby zostawiają mnie samego, to byle bzdura może mnie zabić. Natomiast, kiedy jest obok mnie ktoś, kto mnie kocha, i rzeczywiście jest, to przechodzę przez sytuacje najtrudniejsze z możliwych. Wtedy krzyż okazuje się chwalebny.
Czy kiedyś w Polsce Wielki Piątek będzie dniem wolnym od pracy?
Nie myślę na ten temat.
Na Zachodzie jest…
Tak, ale to bierze się także z tego, że w protestantyzmie w doświadczeniu wiary, w przeżywaniu wiary Wielki Piątek jest ważniejszy niż Wielka Niedziela. Nasze doświadczenie pastoralne jest inne, najwięcej ludzi w kościele jest w środę popielcową i w Wielki Piątek. Ja tego nie oceniam. Ale dlaczego mielibyśmy nie pracować? Umówmy się, że kiedy się rodził Kościół, to niedziela nie była dniem wolnym od pracy i nikomu do głowy nie przychodziło, żeby nie być na niedzielnej Eucharystii. Ja nie jestem przekonany, że takie mieszanie porządków jest zawsze owocne.
Ale to by było ułatwieniem dla ludzi…
To jest, myślę, bardziej wyzwanie dla duszpasterzy, żeby tak ustalali godzinę liturgii, aby faktycznie ludziom umożliwić w niej udział. To jest ważniejsze niż kierować żądania do Sejmu i innych władz, żeby zarządzili dzień wolny. Ważniejsze jest, żeby duszpasterz pomyślał, że dzisiaj zmieniły się realia i godziny ludzkiej pracy i zmienił porę, która przez lata była dobrą godziną liturgii, ale dzisiaj trzy czwarte parafian jest w tym czasie akurat jeszcze w pracy albo w drodze z pracy do domu. I to jest rzeczywiste wyzwanie, nie domaganie się dni ustawowo wolnych…
A jak z postem i wstrzemięźliwością w te dni?
No tak, jak Kościół uczy. Praktyka postu jest ogromnie ważna dla kilku powodów. Pierwszy, pewnie najważniejszy, jest taki, że kiedy zaczynam być głodny, to mogę sobie uświadomić, albo przynajmniej postawić pytanie: co ten mój głód może zaspokoić? Dobrze jest czasem przeżyć głód, żeby zdać sobie sprawę, co mnie nasyci i czy to na pewno jest bułka z szynką. Pewnie jednak nie… I tu widać, że post ma związek z modlitwą, bo wtedy mogę stanąć przed Bogiem odkrywając przed Nim swoje najważniejsze i najgłębsze pragnienia, które ostatecznie tylko On może zaspokoić. Kiedy stoję przed Bogiem w postawie kogoś, kto jest głodny, to prowokuję Pana Boga do działania, podobnie jak staję w postawie tego, kto jest słaby. Post też sprawia, że człowiek sam siebie osłabia, no i dobrze. Pan Bóg ma wyjątkową słabość do słabych, dlatego ten post w Triduum Paschalnym uświadamia nam, co jest ważne, co tak naprawdę sprawia, że jestem w pełni człowiekiem. Post też otwiera człowieka na jałmużnę. Jeśli poszczę, mogę się podzielić tym, czego sam nie zjadłem. W przekazie starożytnego Kościoła szczególnie podkreślano, że post jest dla jałmużny. Post nie jest po to, żebym się lepiej poczuł i żebym był chudszy, tylko po to, żebym się dzielił. Jest do wykonania duża praca katechetyczna, żeby uświadomić znaczenie postu. Pamiętam, kiedy byłem rektorem w seminarium, miałem trzydniowe rekolekcje dla kleryków, które poświęciłem w całości postowi, i nikt nie wierzył, że będzie o czym mówić przez trzy dni. Okazało się, że jeszcze brakło nam czasu, bo tu Słowo Boże jest niesłychanie bogate. Biblia pełna jest głębokich uzasadnień postu, pokazywania jego wartości…
Napomknął już Ksiądz Biskup, że Wielka Sobota jest dniem wolnym…
Sobota jest fajna. Nic nie robimy. Najtrudniejszy duchowo dzień liturgiczny w roku. Ja myślę, że od strony duchowej Wielka Sobota jest niesłychanie ważna, bo uświadamia człowiekowi wszystkie te momenty, kiedy sam nie może nic zrobić. Jeśli leżysz w grobie, to leżysz w grobie. Sam z grobu nikt nie wychodzi, musi przyjść ktoś kto odwali tę płytę. Dlatego też w przekazie nowotestamentalnym prawda o zmartwychwstaniu niemal zawsze jest w trybie biernym – Jezus został wskrzeszony, został podniesiony przez Ojca. Podkreśla się wierność Boga względem Jezusa Chrystusa, Ojciec Go wskrzesił. Nikt nie wychodzi o własnych siłach ze śmierci – to jest dla człowieka bardzo ważne. Często ludzie są w sytuacjach trudnych, dramatycznych, w których nic nie mogą zrobić, a Wielka Sobota jest taką lekcją, która mówi: musisz poczekać w zaufaniu. Postawiłeś na Boga, jak Jezus na Ojca, a Ojciec jest wierny, Ojciec zna czas otwarcia tego grobu i go otworzy. To są bardzo trudne sytuacje dla człowieka: nic nie mogę zrobić… chciałbym coś zrobić, a nie mogę. Myślę, że to stąd się bierze przesuwanie Liturgii Wigilii Paschalnej, że niektórzy zaczęliby – jak by się dało – już w samo południe, żeby skrócić czas kiedy nic nie robię. Potrzebujemy czasu, kiedy nic nie robimy… Potrzebujemy takiego czasu, który nam uświadamia, że to jest obszar działania Boga. Jeśli Bóg nie zadziała, to się nic nie zmieni, to jest Jego kompetencja, tu żadne nasze majsterkowanie nie pomoże. To jest pierwszeństwo Boga w działaniu, bo tylko Bóg wskrzesza umarłych. To Kościołowi jest bardzo potrzebne, także nam, duszpasterzom jest bardzo potrzebne. Kościół nie jest takim obszarem, gdzie trzeba ciągle coś robić. Kościół jest wspólnotą, którą trzeba przede wszystkim otwierać na działanie Pana Boga, a Wielka Sobota jest tutaj bardzo ważna.
Ale jest to też czas święcenia pokarmów…
Bardzo ważne w naszej tradycji, teraz jest to także wydarzenie ewangelizacyjne. Byłoby niedobrze, gdyby święcenie pokarmów było tylko i wyłącznie prostym pobłogosławieniem tego, co ludzie w koszykach przynoszą. To jest fantastyczny moment na świetną katechezę, na przepowiadanie, na kerygmat, który jest w tych pokarmach, w mięsie, w chlebie, w jajkach – to są wszystko znaki. Można zacząć od tego, że święta paschalne w tradycji biblijnej były świętami domowymi. Nie były obchodem świątynnym, tylko domowym, podczas którego objaśniano dania wieczerzy paschalnej: baranka, sos ceglany, gorzkie zioła itd. Wychodząc od tych dań można było wytłumaczyć całe działanie Boga w dziejach Izraela. Mamy święty posiłek, śniadanie wielkanocne, każde z tych dań jest syntezą kerygmatu. No i ogromnie ważne wydarzenie o wielkim potencjale ewangelizacyjnym – błogosławienie pokarmów.
Dochodzimy do Wigilii Paschalnej, do Wielkiej Nocy, dlaczego to Wielka…Noc?
Jedyna, która wiedziała o zmartwychwstaniu Jezusa, dlatego wielka.
Jakie wydobylibyśmy główne znaki z tej nocy?
Znak światła, poprzez liturgię światła.
Czy naprawdę światła? W wielu parafiach wigilia zaczyna się o 18 godz. – w tym roku będzie to połowa miesiąca kwietnia…
Tu są tysiące powodów. Jest taka niewiara w księżach, że ludzie nie są w stanie wytrzymać tej Liturgii w całości. Wydaje mi się, że ta niewiara jest troszkę na wyrost. Gdyby ludzi zapytać, mogłoby się okazać, że bardzo chętnie by wytrzymali. Reformę musiałoby się zacząć od samej góry. To jest pytanie o to, jak sprawujemy tę liturgię w katedrach.
Liturgia światła ma cały szereg ważnych konotacji…
Paschał jest symbolem życia, które rodzi się ze śmierci, ale tym światłem, które nas prowadzi jest, Słowo Boże. Proklamacja dziewięciu czytań jest absolutnie fantastyczna. Mamy już na szczęście takie kościoły, gdzie te dziewięć czytań jest proklamowanych w noc paschalną. Pewnie, żeby się porwać na te dziewięć czytań, to trzeba wcześniej kilka rzeczy sobie uświadomić, nawet technicznych; trzeba zapewnić każdemu możliwość siedzenia w kościele, nie wolno sprawować całej liturgii paschalnej rozłożonej na pięć godzin, jeśli się każe człowiekowi stać, bo to jest niemiłosierne. Jeśli ma być dziewięć czytań, to one muszą być od czasu do czasu objaśnione homilią. Taka obfitość Słowa wymaga też jakiejś, choćby krótkiej, refleksji. To niesamowita radość z obcowania ze Słowem i taka wolność, którą można dostać, taka hojność, którą można okazać Panu Bogu właśnie tej nocy, że chcę Cię słuchać… Mów do mnie, bo mam w sobie wielkie pragnienie słuchania Ciebie. Pamiętam, jak kiedyś przygotowywałem rekolekcje oparte o Księgę Rut, w komentarzach podkreślano, że Rut była w trakcie roku liturgicznego w Izraelu czytana raz przez całą noc. Jak ktoś czytał Księgę Rut, przynosił ze sobą wino i popijał je z taką radością, jakby spotkał dobrego przyjaciela, z którym rozmawia i cieszy się z tej rozmowy. To jest dziewięć fantastycznych pięknych czytań, każde z nich jest cudne. Każde pokazuje istotne momenty w dziejach zbawienia, stworzenia, wyjścia, wcześniej wiarę Abrahama. Syntezą jest Księga Barucha: szczęśliwi jesteśmy Izraelu! To jest noc szczęścia, że mamy Słowo, które Bóg do nas wypowiedział.
Po wniesieniu paschału rozpoczyna się Exsultet…
To jest hymn zwycięstwa światła nad nocą. Jest on skoncentrowany na tym świetle, które rozjaśnia noc, na napięciu między światłem i nocą. Nieraz zastanawiam się nad tym, na ile wiara jest światłem, a na ile jest nocą, ale to, co jest światłem, to jest Zmartwychwstanie Jezusa. To jest to, co każdą noc rozświetla.
Co jest jeszcze ważne?
Obiektywnie, to myślę że Eucharystia sprawowana tej nocy, natomiast od strony ludzkiej odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych. Liturgia chrzcielna jest bardzo istotna tej nocy – czy ona jest udzielaniem chrztu, czy jest tylko i wyłącznie odnowieniem chrztu. Kościół tej nocy prowadzi ludzi do chrzcielnicy i to jest bardzo ważne. Chrzcielnica jest progiem życia, nowego życia. Liturgia chrzcielna, która potem przechodzi do Eucharystii, to jest szczyt.
Na koniec jakieś słowo dla naszych czytelników, którzy będą pochylać się nad tą rozmową.
Chrystus zmartwychwstał, Alleluja!
__________
Wywiad pochodzi z Posłańca La Salette – poslaniec.com