Pozostawiono mnie przez dłuższą chwilę w mrocznym pomieszczeniu wypełnionym symbolami masońskimi. Później przyszli po mnie. Włożono mi na oczy opaskę. Rozpięto mi koszulę do połowy. Musiałem też zdjąć but i mieć gołą stopę. Podczas całego wtajemniczenia nie zdjęto mi opaski z oczu – czytamy w miesięczniku "Egzorcysta".
Chwilę później poproszono mnie o oparcie kolana na ziemi. Ktoś wziął wtedy mój prawy nadgarstek, pokierował moją ręką i zanurzył ją w czymś ziarnistym i kredowym. Osoba prowadząca moją rękę powiedziała: Profanie, pozwoliliśmy dotknąć ci ziemi, naszej wspólnej matki, która nas ukształtowała i do której powrócimy. Niech pan zawsze pamięta, że miłość jest silniejsza niż śmierć i że życie i miłość są jednym i tym samym.
Moje wtajemniczenie
Trochę później poczułem dotyk ostrza na mojej nagiej piersi. Osoba przy moim boku powiedziała mi: Proszę pana, ostrze tego miecza, skierowane w pana serca, jest symbolem, który ma uświadomić, że nie jest łatwo wejść do tej świątyni i że zdrajcy są groźnie ukarani.
Posadzono mnie. Głos w oddali nadal mówił: Oto, jakie będą pana zadania: pierwszym jest cisza względem tego, co będzie pan słyszał i odkrywał wśród nas, jak również co do tego, co będzie pan widział i nauczy się w następnym etapie.
Drugim jest pomaganie braciom i siostrom w potrzebie, pomaganie im ze wszystkich sił fizycznych, moralnych i duchowych. Trzecim zadaniem jest wytrwałe samodoskonalenie.
Kiedy jeszcze siedziałem, podano mi do picia kielich. Ciecz była słodka i przyjemna. Niech pan jeszcze pije – mówił do mnie głos mojego przewodnika. Piłem od nowa z większym zapałem. Ledwie kielich został podany mi do ust, odczułem mdłości: napój był gorzki aż do wymiotów. Niech Pan jeszcze pije… – usłyszałem. Wypiłem jeszcze. Napój był tym razem lekko słodki, choć trochę bez smaku.