WYDARZENIA

Mam dziecko W NIEBIE. Czy ze stratą dziecka można się pogodzić?

Trudno mówić o poronieniu, tak samo jak trudno mówić o każdej innej śmierci. Ale mówić o tym trzeba, bo nie jest to – jak często próbuje się wmawiać kobietom – coś standardowego. Śmierć bowiem nigdy nie jest standardem.

Poronienie to temat bolesny, często skrywany, traktowany jako porażka. Znowu się nie udało. A już było tak pięknie. Pozytywny wynik testu ciążowego, plany na przyszłość, radość czasem wymieszana z lękiem o to, jak to będzie, kiedy człowiek, o którego istnieniu dopiero co się dowiedzieliśmy, się urodzin. Tysiące pytań, tysiące lęków i ten największy, żeby wszystko było dobrze. Ale nie zawsze jest. Średnio sto kobiet dziennie traci swoje dzieci na różnym etapie ciąży. Sto kobie dziennie dowiaduje się o tym, że dziecka tu na ziemi nie będzie. Sto kobiet dziennie zostaje mamami Aniołów. Sto kobiet dziennie zmaga się z bólem fizycznym i psychicznym, nierzadko z brakiem empatii czy obcesowością personelu medycznego. Są same i zszokowane, bo nagle wszystkie marzenia legły w gruzach. Radość zmieniła się w ból i łzy. Jak o tym doświadczeniu mówić, jak sobie z nim poradzić, jak przepracować żałobę po utraconym dziecku – to niezmiernie ważne zagadnienia. Dlatego każda poruszająca tę sprawę pozycja jest na wagę złota. A jeśli jeszcze jest świadectwem własnych przeżyć, to tym jest cenniejsza.

 

„Mam dziecko w Niebie. Poronienie. Jak przyjąć i uwolnić ból po stracie dziecka” Agnieszki Pisuli to książka bardzo ważna. Nie tylko dlatego, że napisana przez psychologa, ale dlatego, że opisująca doświadczenie Autorki. Doświadczenie poronienia. Ale zanim Autorka straciła swoją Karolinę, przyznaje, że poronienie traktowała dość lekko. Ot, to coś, co się zdarza, kiedy ludzie starają się o dziecko. „Czasem na spotkaniach towarzyskich można się było dowiedzieć, że ktoś na przykład kupił samochód, poronił i był na wakacjach”. Skoro więc tak łatwo ktoś o tym mówił, to w zasadzie nie musi to być nic aż tak strasznego. Często bowiem te bolesne doświadczenia skrzętnie skrywane są w duszy kobiety, która latami potrafi się z nimi zmagać. Tę postawę Autorki zrewidowało życie.

 

Dwie kreski na teście ciążowym, radość, że poczęło się drugie dziecko. Za kilka tygodni wizyta u lekarza. Jako że to nie pierwsza ciąża, Agnieszka Pisula wiedziała już, czego można się spodziewać. To, co usłyszała od lekarza, było dla niej szokiem: „Dopiero po wyjątkowo długiej chwili dotarło do mnie, że nasze dziecko nie żyje. Łzy zaczęły mi płynąć po pliczkach”. I kołatające w głowie pytania: „Dlaczego? Dlaczego?”. A także uczucia bezradności i bezsilności, które w jednej chwili nią zawładnęły. Uczucia pogłębione jeszcze bardziej podczas kolejnego USG, tym razem w szpitalu. „No tak, proszę zobaczyć: pływa, bezwładnie pływa” – usłyszała od lekarza. To był kolejny szok. Zresztą nie Autorka pierwsza i nie ostatnia spotkała się z takim potraktowaniem. Jako problem, coś, co nie jest już warte uwagi, bo przecież „bezwładnie pływa”.

 

Po pierwszym szoku, przyszedł czas na działanie. W domu miała czekać na samoistny poród. A może na cud. Bo przecież cuda także się zdarzają i niewykluczone, że na kolejnym badaniu USG okaże się, że dziecko żyje: „Nie było mi łatwo, przede wszystkim jako kobiecie i matce. Po pierwsze, dlatego, że towarzyszyła mi myśl o nieuchronnej perspektywie czekającego mnie porodu domowego. Po drugie, każdego dnia i nocy miałam świadomość, że noszę pod sercem nasze dziecko, martwe dziecko. I z takimi myślami podejmowałam obowiązki dnia codziennego, w tym opiekowania się naszym synkiem” – pisze Agnieszka Pisula. Tym, co pomogło jej przetrwać ten trudny czas, była modlitwa, która dawała jej siły. Bo wiara w Boga w tym trudnym momencie bardzo pomaga: „Teraz wiem, jak ważna jest dla mnie wiara w Boga i jak wiele jej zawdzięczam. Mam również świadomość, jak po stracie dziecka mogą czuć się duchowo kobiety niewierzące. Jak bardzo są osamotnione wewnętrznie, jak wielka jest w nich pustka i ciemność” – przekonuje Autorka.

 

Dziewięć dni po diagnozie nadszedł czas porodu. Porodu innego niż ten pierwszy, bo tu nikt nie czekał na krzyk noworodka, nie było szans na to, by przystawić go do piersi. To dziecko nie żyło: „Owszem, był stres, ból i szereg emocji, o których rozmyślałam wcześniej. Były to jednak chwile niezwykłe dla mnie, dla naszego małżeństwa i dla naszej rodziny. Pokój, jaki mnie ogarniał pomiędzy kolejnymi skurczami, był nieprawdopodobny, irracjonalny, kompletnie inny niż przy pierwszym porodzie”. Około godziny 23.00 urodziła się Karolina: „Była malutka i niewinna, taki mały aniołek. Aż trudno uwierzyć, że człowiek może być aż tak maleńki, i że już w tak małej istotce biło serce. Tym trudniej mi zrozumieć osoby, które twierdzą, że taka maleńka istotka nie jest człowiekiem” – opisuje moment porodu Autorka. Tydzień później odbył się pogrzeb dziecka, po którym została karta ciąży, zdjęcia USG, akt urodzenia i nagrobek. Została też pamięć, bo Karolina jest częścią tej rodziny. I choć jest w Niebie, żyje w sercach swoich bliskich, którzy piórem mamy dali tak piękne świadectwo o jej krótkim życiu.

 

Agnieszka Pisula jest psychologiem specjalizującym się w tematyce kobiecej. Dlatego opowiedziała swoją historię. W ten sposób chce pomagać tym wszystkim kobietom czy małżeństwom, które nie radzą sobie z problemem poronienia, albo próbują szybko przejść nad nim do porządku dziennego, zagłuszyć go codzienną bieganiną. To nie jest dobra strategia. Dlatego sporo miejsca w książce Autorka poświęca praktycznym radom, jak sobie z poronieniem radzić. Pisze, by nadać dziecku imię, by napisać do niego list, by je pochować, by pozwolić sobie przeżyć żałobę. Autorka porusza także niezmiernie ważną kwestię, jak reagować na wiadomość o poronieniu, jak pomóc takiej kobiecie, jak z nią rozmawiać. To książka tak naprawdę dla wszystkich, bo każdy z nas zna kogoś, kto utracił swoje dziecko. Ale to też ważna książka dla osób, które stoją po drugiej stronie – dla lekarzy, położnych, pielęgniarek. W sytuacji straty dziecka potrzeba niezwykłej wrażliwości, ważne jest każde słowo. To źle wypowiedziane doda jeszcze więcej bólu do i tak bolesnej sytuacji.

 

Ogromną wartością książki jest także poradnik dla rodziców, którzy doświadczyli straty dziecka. Informacje co robić, jakie przysługują w takiej sytuacji prawa, gdzie szukać pomocy – zebrane w jednym miejscu bardzo ułatwiają poruszanie się w tej bardzo trudnej sytuacji wśród rozmaitych procedur.

 

Nie ma dla kobiety boleśniejszego doświadczenia niż strata dziecka – przekonuje Autorka. Ale to bolesne doświadczenie nie musi być końcem. Może ono stać się początkiem: „Dzięki Karolinie zyskałam tak wiele, że nie byłoby możliwe cofnięcie się do tego, co miało miejsce wcześniej. Chociaż była z nami tak krótko, to jednak udało jej się wnieść w moje życie więcej, niż byłam w stanie doświadczyć dotychczas przez wszystkie poprzednie lata” – napisała Agnieszka Pisula w „Liście pożegnalnym” otwierającym książkę „Mam dziecko w Niebie”. Bo dzięki Karolinie dziś już wie, czym jest zaufanie Panu Bogu, lekarzom, mężowi i przyjaciołom. Wie, jak cudownego ma męża i syna. Jeszcze bardziej docenia dziś swoje macierzyństwo. I wie także, jak dużo człowiek potrafi znieść, jeśli tylko zaufa Panu Bogu.

 

Agnieszka Pisula, „Mam dziecko w Niebie. Poronienie. Jak przyjąć i uwolnić ból po stracie dziecka’, Ośrodek Odnowy w Duchu Świętym, Łódź 2016.

 

 

Źródło: Mały Dziennik

Komentarze

Zobacz także

BOHATERSKI CZYN! Polak uratował rodzinę z tonącego auta!

Nie jesz MIĘSA? Przeczytaj, co BIBLIA mówi na temat WEGETARIANIZMU?!

M. A.

„Święta wojna niebawem się zacznie”; „Oni chcą wojny między krzyżem a półksiężycem”

Ładuję....