To, co jeszcze niedawno wydawać się mogło koszmarnym snem pisarzy science fiction staje się na naszych oczach rzeczywistościach. Naukowcy stworzyli właśnie zarodki, które w części pochodzą od człowieka, a w części od świni, które określa się chimerami świńsko-ludzkimi.
I jak zawsze w takich przypadkach słyszymy, że to wielki sukces, który otwiera drogę do kolejnych badań i cudownych leków. Jakich? Tego oczywiście nie wiadomo, ale jeśli jesteś przeciw chimerom ludzko-zwierzącym to z pewnością jesteś zacofanym świrem, który obawia się postępu i nie chce leczenia chorób czy produkcji narządów do przeszczepów.
Oczywiście nawet zaangażowani w badania nad chimerami naukowcy przyznają, że do ich wykorzystania jeszcze daleka droga, a stworzenie chimer, z których można wytwarzać ludzkie komórki konieczne do hodowania tkanek, to – jak to ujmuje dr Jun Wu, uczestniczący w stworzeniu chimer ludzko-świńskich – „dopiero pierwszy krok” ku niezwykłym osiągnięciom.
Kłopot polega na tym, że metoda ta, i to nie tylko wśród bioetyków, którzy uznają, że istnieje „godność człowieka” budzi wątpliwości. Jakie? Po pierwsze wcale nie jesteśmy pewni, czy tworzenie chimer nie doprowadzi do zmian w genach i tkankach, których skutki są nie do przewidzenia. Część bioetyków zadaje także pytanie, czy tworzenie tego rodzaju chimer nie doprowadzi do wytworzenia zwierząt, które będą miały ludzką świadomość (lub jej zaczątek).
Ale o wiele istotniejsze jest, co innego. Otóż tego typu manipulacja ludzką tożsamości nie tylko rozmywa granice między tym, co ludzkie a zwierzęce, ale też narusza godność ciała ludzkiego. A do tego dochodzi jeszcze niebezpieczeństwo tworzenia modyfikowanych genetycznie ludzi, ktorzy staną się nie tyle podmiotami, ile przedmiotami ludzkiego działania.
Tomasz P. Terlikowski