Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiada zmianę prawa i zaostrzenie kar za zabijanie ze szczególnym okrucieństwem zwierząt. Ma za to grozić nawet pięć lat więzienia.
PiS planuje zaostrzenie kar za zabijanie. Niestety nie chodzi o zabijanie ludzi, ale zwierząt. Ministerstwo Sprawiedliwości chce, by za zabicie ze szczególnym okrucieństwem psa groziło nam pięć lat więzienia (teraz do trzech). I może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że obecnie za zabicie zdrowego dziecka grozi kara 2.5 roku więzienia (nieczęsto zresztą wobec lekarzy orzekana). A jeśli dziecko, o jakim mowa jest chore czy ma nieodpowiedniego ojca – to państwo jeszcze za jego zabicie zapłaci.
Tak wiem, że różnica ma być taka, że gdy mówimy o zwierzętach rzecz dotyczy zabicia ze szczególnym okrucieństwem, ale tak się składa, że aborcja jest zabiciem ze szczególnym okrucieństwem. I dotyczy to zarówno rozrywania na strzępy w trakcie aborcji do dwunastego tygodnia ciąży, jak i wywoływania porodu, w trakcie którego (lub po nim, jak dzieci konające w zimnych szpitalnych salach) dziecko umiera, gdy mówimy o aborcjach eugenicznych. Nie widać więc powodów, by uznać, że zabicie psa łopatą jest zbrodnią większą niż aborcja. I surowiej za to karać.
I żeby nie było wątpliwości nie mam nic przeciwko obronie interesów zwierząt czy budowaniu ich dobrostanu (choć uważam, że w sensie ścisłym nie można mówić o prawach zwierząt). Nie popieram okrucieństwa wobec zwierząt i uważam, że powinno być ono karalne. Ale jednocześnie mam wrażenie, że konserwatywny rząd, który nieustannie mówi o chrześcijańskich wartościach, mógłby zatroszczyć się także o to, by chronić ludzi. I o to, by kary za zabicie psa nie były większe, niż za zabicie człowieka.
Tomasz P. Terlikowski