„Ponad rok bez deszczy, bydło padłe wzdłuż wysuszonych dróg, każdego dnia kolejne ofiary cholery, głodu i braku lekarstw, brak dostępu do wody, gdy na zewnątrz jest ponad 45 stopni Celsjusza” – opisuje Radiu Watykańskiemu ks. Christopher Hartley. Brak dostępu do wody powoduje zagrożenie śmierci co czwartemu meiszkańcowi tego kraju.
Niekorzystna sytuacja utrzymuje się w Etiopii. W tej chwili w pomoc zaangażowany jest Kościół – dowozi konieczne wsparcie, gdzie nie docierają organizacje humanitarne. Chodzi tu o południe kraju – tamtejsza ludność zajmuje się hodowlą zwierząt i rolnictwem – obecne warunki uniemożliwiają im jakiekolwiek życie.
Ks. Christopher Hartley, misjonarz w Etiopii od 2008 roku, dowozi wodę do odległych wiosek. Jest to możliwe dzięki wsparciu od ofiarodawców z Zachodu. „Ostatnio odwiedziłem wioskę leżącą 60 km od mojej misji. Racjonujący wodę ludzie powitali mój transport słowami: «Ojcze, niech Bóg cię błogosławi! Ty nam ratujesz życie»” – opowiada misjonarz, apelując zarazem do wspólnoty międzynarodowej, by nie zapominała o tragedii suszy i głodu w tym afrykańskim kraju. Dodaje, że umiera się tam, ponieważ nie ma chociażby szklanki wody dziennie.
Wg ogólnoświatowych szacunków, 750 mln ludzi nie ma dostępu do wody. Każdego dnia umiera 1000 dzieci z powodu chorób związanych z brakiem wody lub jej zanieczyszczeniem.