To nieprawda, że pojawienie się dziecka w rodzinie nic nie zmienia. Zmienia wszystko, szczególnie kiedy jest to pierwsze dziecko. I choć to owoc miłości dwojga, bywa dla małżeństwa wielkim sprawdzianem.
Od momentu narodzenia pierwszego dziecka nic już nie jest takie samo. Nie oznacza to oczywiście, że jest to tragedia, ale faktem jest, że dla wielu, a nawet bardzo wielu małżeństw to prawdziwa rewolucja. Oto bowiem zostali nie tylko małżonkami, ale i rodzicami. Pojawiły się nowe zadania, nowe obowiązki i nowe wyzwania. Rzuceni na głęboką wodę, z dnia na dzień muszą całkowicie przewartościować swoje życie. Dla sporej grupy próba ta nie kończy się happy endem. „Kiedy na świecie pojawia się dziecko, to automatycznie niszczy się związek” – mówił w wywiadzie dla Onetu Leszek Talko. I dodawał: „To nie jest żadna "wina" dziecka, tylko prosta matematyka. Zamiast 1 plus 1 jest 2 plus 1. Czyli nigdy nie będzie już tak, jak było. A to, co było do tej pory, przestaje istnieć. Z kolei związek 2 plus 1 działa zupełnie inaczej niż 1 plus 1, to oczywiste”. Oczywiste nie dla wszystkich, co niestety odzwierciedlają statystyki rozwodowe, które znaleźć można w „Roczniku Statystycznym” GUS. Małżeństw z jednym dzieckiem w 2014 roku rozpadło się aż 24 052, z dwojgiem dzieci – 11 704, z trojgiem – 1806, a z czworgiem i więcej – 478. Oczywiście, nie dla wszystkich 24 tysięcy par powodem rozpadu związku były narodziny dziecka, ale dla wielu jego pojawienie się oznaczało także kryzys, który doprowadził do rozwodu.
W życiu małżonków pojawia się dziecko i w zasadzie wypełnia ono sobą cały czas. W pierwszym okresie wszystko kręci się wokół niego. Jeśli jest to pierwsze, to dochodzi także stres dotyczący tego, czy przypadkiem nie zrobimy dziecku krzywdy, czy na pewno się najada, czy zawartość pieluchy nie odbiega od normy dla danego okresu rozwojowego. Mnóstwo pytań, mnóstwo niewiadomych, a do tego jeszcze niesamowite zmęczenie. Nocne pobudki i karmienia są przecież wyczerpujące. Ktoś, kto może je odespać w ciągu dnia – niemal wygrał los na loterii. Zmęczenie, niewyspanie, burze hormonalne po porodzie, to wszystko rzutuje na relację z mężem. Mężem, który często w tym pierwszym okresie po narodzinach dziecka zostaje wymeldowany z małżeńskiego łoża, ewentualnie do tegoż łoża zostaje dokwaterowany mały człowiek (tę drugą opcję sami przerabialiśmy). I nagle okazuje się, że to matkowanie nas kobiety tak absorbuje, że na nic innego nie mamy już ani czasu, ani tym bardziej sił. I powoli przestrzeń, którą zajmował mąż, zajmuje dziecko. Pojawiają się wzajemne pretensje, sprzeczki, żale. I w tym wszystkim kobieta zapomina, że jest żoną. W takiej sytuacji – to normalne – mąż czuje się zaniedbany. I bywa, że szybko znajduje pocieszenie w ramionach miłej koleżanki. „Kobieta z natury umie być matką i choć nie przysięga miłości dla dziecka, umie to dziecko kochać jak nikt inny, ale kochając dziecko, jakby dużo mniej kocha męża. I radzę dziewczynom: „Pamiętajcie, żeby zawsze traktować męża jak pierwszego syna – pierwszego syna”. Synom matki darują tyle win, mężom – jakże trudno” – pisze Wanda Półtawska.
Dlatego niezmiernie istotne jest, żeby po porodzie uczyć się dziecka razem i razem wykonywać przy nim choćby zabiegi pielęgnacyjne, razem wstawać, wspierać się i nie uciekać do swojej mamy, choćby tam był raj na ziemi. Jeśli bowiem od pierwszych minut po porodzie nie zadbamy o właściwą relację, z każdym dniem będzie trudniej. Nie ma więc na co czekać. To mężowi ślubowałyśmy miłość, wierność i uczciwość małżeńską i że będziemy z nim aż do śmierci. Pojawienie się dziecka tej przysięgi nie znosi, ona nie traci ważności, wręcz przeciwnie. Dziecko nie może dzielić, ono ma łączyć: „Niech odcięta od dziecka pępowina przywiąże męża do żony, a ona niech pamięta, że przysięgała miłość jemu – mężowi, nie dziecku”
Narodziny dziecka to nie muszą być równoznaczne z końcem związku, naprawdę. „Cała popkultura doskonale nas przygotowuje do tego, jak się tworzy związek 1 plus 1: istnieją tysiące filmów, w których on spotyka ją, zastawiają na siebie sidła miłości, zakochują się, rozwijają pasje, spędzają wspólnie czas, uprawiają miłość, jedzą romantyczne kolacje przy świecach itd. Natomiast kiedy tych dwoje zostaje rodzicami, popkultura oferuje im wyłącznie banalne obrazki: rodzinne spacery, wspólne karmienie łyżeczką bobasa, tak jak na reklamach. A gdzie prawda?” – pyta Leszek Talko. A prawda jest taka, że po narodzinach dziecka dalej można, a nawet trzeba pielęgnować wzajemną miłość, dalej można jeść romantyczne kolacje przy świecach i wspólnie spędzać czas. Jest to wręcz konieczne, bo ani się obejrzymy, to maleńkie dziecko zacznie żyć swoimi sprawami, a my zostaniemy na lodzie. I może się zdarzyć – czego nikomu nie życzę –że będzie tak jak w tym (mało śmiesznym) zresztą dowcipie, w którym po weselu ostatniego dziecka, mąż znad porannej kawy podnosi głowę i pyta żonę: „A w zasadzie jak ty masz na imię?’ .
Aby jednak nie doświadczyć takiej sytuacji, trzeba związek pielęgnować i się o niego troszczyć. I troszczyć się także o męża, a mąż niech troszczy się o żonę. Warto też zastosować się do rady, którą kiedyś usłyszałam, a która bardzo pomocna jest w zachowaniu właściwych proporcji po narodzinach dziecka. Rada ta brzmi następująco: nad łóżeczkiem dziecka powieś zdjęcie swojego męża. Ile bowiem razy będziesz się nad nim pochylała, twój wzrok natrafi na jego zdjęcie. I będziesz pamiętała, kto jest najważniejszy. To bowiem, co możemy dać naszym dzieciom, to nasza wzajemna miłość. To tym one się karmią i to jest ich życiowa polisa. Kiedy na świecie pojawia się dziecko, to automatycznie relacja między rodzicami wchodzi na inny poziom. Inny, ale nie znaczy, że gorszy.
Małgorzata Terlikowska