Przedstawiamy fragment książki "Zmanipulowany umysł" Zbigniewa Kaliszuka. Autor podejmuje w niej polemikę z najbardziej rozpowszechnionymi w przestrzeni publicznej mitami dotyczącymi wartości. Książka stanowi wsparcie dla każdego katolika i konserwatysty w dyskusjach z lewicującymi znajomymi czy członkami rodziny.
Mit: Zaostrzenie prawa aborcyjnego sprowadzałoby się do nakazywania kobietom rodzenia dzieci bez mózgu, mających umrzeć zaraz po narodzinach
„Podejrzenie ciężkiego upośledzenia płodu” jest zdecydowanie najczęstszą przesłanką, na podstawie której dokonuje się w Polsce legalnych aborcji. Polskie prawo nie precyzuje jednak tego, co kryje się pod tym pojęciem, zostawiając swobodę interpretacyjną poszczególnym lekarzom. Jako że Ministerstwo Zdrowia oraz kliniki, w których dokonuje się aborcji, nie prowadzą statystyk na temat tego, ile dokonano aborcji i w przypadku jakiego schorzenia („Nie są gromadzone dane dotyczące przerwań ciąży ze względu na konkretne jednostki chorobowe, takie jak: zespół Downa czy zespół Turnera. Ministerstwo Zdrowia nie planuje podjęcia działań zmierzających do tego, aby w statystyce publicznej zbierać dane uwzględniające przypadki dokonywanych aborcji ze względu na wykrycie u płodu schorzeń genetycznych, gdyż zbieranie takich danych jest bezprzedmiotowe” – mówił Aleksander Sopliński, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia w odpowiedzi na interpelację nr 11352 posła Bartosza Kownackiego w sprawie uzyskania danych dotyczących przypadków aborcji przeprowadzonych w latach 2010–2011 w placówkach służby zdrowia.), nie wiemy dokładnie, jaka jest praktyka. Pewne fakty wskazują jednak na to, że rzeczywistość jest zupełnie inna, niż starają się to pokazać środowiska lewicowe, które ilekroć przedkładana jest propozycja zakazu dokonywania aborcji na chorych dzieciach, szkicują obrazy drastycznych i skrajnych przykładów skomplikowanych wad genetycznych (takich jak na przykład bezmózgowie) skutkujących śmiercią dziecka zaraz po narodzinach.
Jak szeroko może być interpretowane „upośledzenie płodu” w myśl obecnie obowiązującej ustawy, najlepiej pokazują orzeczenia polskiego Sądu Najwyższego z 6 maja 2010 roku (sygn. II CSK 580/09) i 13 października 2005 roku (sygn. IV CK 161/05). W maju 2010 roku Sąd Najwyższy potwierdził wcześniejsze orzeczenia sądów pierwszej i drugiej instancji, zgodnie z którymi rodzice dziecka urodzonego bez ręki i dwóch nóg mieli otrzymać 150 tysięcy złotych zadośćuczynienia oraz 88 tysięcy złotych odszkodowania za to, że nie umożliwiono im dokonania aborcji. Uzasadnienie orzeczenia brzmiało następująco: "Przy możliwie najbardziej restrykcyjnej wykładni omawianego przepisu zdaje się nie ulegać wątpliwości, że wada płodu polegająca na niewykształceniu obu nóg i ręki i częściowej deformacji drugiej ręki stanowi jego ciężkie i nieodwracalne upośledzenie. (…) Pozwany lekarz J.Ł. dopuścił się czynu niedozwolonego, polegającego na pozbawieniu powódki prawa do podjęcia decyzji o ewentualnym przerwaniu ciąży. (…) Dalszym następstwem było urodzenie kalekiego dziecka, którego zaspokojenie potrzeb jest znacznie bardziej kosztowne niż zaspokojenie potrzeb dziecka zdrowego. W konkretnym przypadku zachodzi chociażby potrzeba zakupu specjalnego samochodu z windą. Stanowi to ewidentną szkodę majątkową dotykającą nie tylko matki, lecz obojgu rodziców. Obowiązek naprawienia szkody wyrządzonej czynem niedozwolonym wynika z art. 415 k.c. (…)".
Z kolei w 2005 roku Sąd Najwyższy potwierdził orzeczenia sądów niższej instancji przyznające odszkodowanie rodzicom dziecka chorego na hipochondroplazję kości (zaburzenie rozwoju układu kostnego w organizmie, którego objawami są karłowatość i nieproporcjonalna budowa ciała – głowa jest normalna, ale wydaje się duża, ponieważ tułów i kończyny są skrócone). W obu omówionych przypadkach dzieci poza deformacją ciała nie cierpiały na żadną inną dolegliwość. Miały sprawne narządy wewnętrzne, były w stanie normalnie myśleć. Tym samym sądy zatwierdziły niepełnosprawność fizyczną jako wystarczającą przesłankę do dokonania aborcji.
Jako upośledzenie płodu pozwalające na legalne zabicie nienarodzonego dziecka interpretowane jest także jego upośledzenie umysłowe. Profesor Romuald Dębski, ordynator oddziału położnictwa i ginekologii Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Szpitalu Bielańskim w Warszawie, wprost stwierdza, że zespół Downa to jedno z najcięższych upośledzeń i że zgodnie z obowiązującą w Polsce ustawą dokonuje on aborcji na dzieciach z tą przypadłością. „Kilka miesięcy temu przyjęliśmy kobietę odesłaną z Poznania. Lekarze odmówili jej aborcji i napisali, że zespół Downa »nie jest ciężkim upośledzeniem«. Nieprawda, to jedno z najcięższych upośledzeń” (G. Sroczyński, Nie mówię o aborcji. Mówię: Ma pani wybór, „Gazeta Wyborcza”, 16 kwietnia 2012). Podobnie wypowiada się inny lekarz, w którego klinice dokonuje się legalnych aborcji, profesor Mirosław Wielgoś. Pytany o to, czy stwierdzony u nienarodzonego dziecka zespół Downa jest powodem do skierowania kobiety na aborcję, odpowiedział: „Zespół Downa jest ciężkim schorzeniem genetycznym, nierokującym prawidłowego rozwoju dziecka. W związku z tym, w opinii specjalistów od genetyki, jest takim powodem. (…) Podejrzewam, że w wielu klinikach i szpitalach dokonuje się takich aborcji. Jest to ciężkie, genetyczne uszkodzenie płodu” (M. Musiał, Kolejny szpital zabija dzieci – kolejny protest, http://www.pch24.pl/tv,kolejny-szpital-zabija-dzieci–-kolejny-protest,1465).
Częstotliwość występowania zespołu Downa różni eksperci szacują na od 1/600 urodzeń żywych do 1/1000 urodzeń żywych. Byłaby ona wyższa, gdyby wielu rodziców nie decydowało się na aborcję dzieci z tą przypadłością. Niestety dzieje się tak również w Polsce. Jak mówi profesor Dębski, „większość kobiet, u których dzieci rozpoznano choroby genetyczne, w tym zespół Downa, decyduje się na terminację” (M. Rigamonti, Mówią o nim terminator, „Wprost” 2013, nr 29). Genetyk prof. Jacek Zaremba, dziekan Wydziału Nauk Medycznych PAN, przedstawia nawet jeszcze wyższe szacunki: „Kobiety nie decydują się na urodzenie takich dzieci. Można przypuszczać, że na poród decyduje się jedna na dziesięć" (M. Gmiter, M. Tryc-Ostrowska, Gdzie są dzieci z zespołem Downa, „Rzeczpospolita”, 7 listopada 2009). Jeśli te informacje byłyby prawdą, oznaczałoby to, że co roku abortowanych jest co najmniej kilkaset dzieci z zespołem Downa, czyli że większość legalnych aborcji dotyczy właśnie takich przypadków.
Policzmy. Jeśli ostrożnie założylibyśmy, że jedno na osiemset dzieci rodzi się z zespołem Downa oraz że wcześniej dokładnie drugie tyle dzieci zostaje abortowanych, to biorąc pod uwagę, że w Polsce co roku rodzi się około 400 tysięcy dzieci (w 2012 roku – 389,7 tys.), dawałoby to wynik około pięciuset aborcji rocznie (487 w 2012 roku) na dzieciach z zespołem Downa.
Aborcja dokonywana jest też w przypadku innych chorób genetycznych. Najwięcej kontrowersji budzi uśmiercanie dzieci, u których podejrzewa się zespół Turnera. Jest to choroba, na którą cierpią przede wszystkim dziewczynki i która powoduje, że są one niskie, krępe, nie rozwijają się u nich cechy płciowe i są bezpłodne. Dziewczynki te jednak są całkowicie sprawne umysłowo, mogą zupełnie normalnie uczyć się i pracować. Wielu lekarzy uważa, że choroba ta nie kwalifikuje się jako ciężkie uszkodzenie płodu, i nie zezwala na dokonanie aborcji w jej przypadku. Niestety, nie wszyscy podzielają to zdanie. Aleksander Sopliński, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia podczas rządów koalicji PO-PSL, przedstawiając z upoważnienia ministra oficjalne stanowisko ministerstwa dotyczące tego zagadnienia, zadeklarował, że „stwierdzenie zespołu Downa lub zespołu Turnera u płodu może stanowić podstawę do przerwania ciąży zgodnie z art. 4a ust. 1 pkt 2 powyższej ustawy” (Odpowiedź podsekretarza stanu w Ministerstwie Zdrowia – z upoważnienia ministra – na ponowną interpelację posła Bartosza Kownackiego na interpelację nr 11352 w sprawie uzyskania danych dotyczących przypadków aborcji przeprowadzonych w latach 2010-2011 w placówkach służby zdrowia; [za:] http://www.sejm.gov.pl/Sejm7.nsf/InterpelacjaTresc.xsp?key=30721859). Profesor Małgorzata Krajewska-Walasek, która kieruje Zakładem Genetyki Medycznej w Instytucie „Pomnik – Centrum Zdrowia Dziecka”, przekonuje, że zespół Turnera może być wskazaniem do aborcji,ponieważ jeśli u płodu we wczesnym okresie ciąży wykryto tak masywny obrzęk, prawdopodobnie będzie miał poważną wadę serca i ciężkie uszkodzenie wszystkich narządów. Skoro znajdują się lekarze (na czele z ministrem zdrowia), którzy uważają, że zespół Turnera jest wystarczającą przesłanką do dokonania aborcji, to nawet jeśli jest ich mniejszość, niestety ten proceder kwitnie. W Internecie i prasie można zresztą znaleźć świadectwa kobiet, którym lekarze proponowali legalną aborcję na dzieciach z zespołem Turnera (jedna z takich historii opisana była w artykule Urodzę chore dziecko na portalu Onet.pl (Maja Stasińska Urodzę chore dziecko, http://kobieta.onet.pl/dziecko/ciaza-i-porod/urodze-chore-dziecko/m3bs0).
Wreszcie trzeba zauważyć, że obowiązujące w Polsce prawo pozwala na dokonywanie aborcji u dzieci, u których badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na DUŻE PRAWDOPODOBIEŃSTWO uszkodzenia płodu, co oznacza, że aborcje wykonywane są także wtedy, gdy nie ma pewności, czy dziecko rzeczywiście jest chore. A przecież dopóki dzieci są bardzo małe i znajdują się w organizmie matki, dopóty ich badania obarczone są dużym marginesem błędu. Nawet zaawansowane testy inwazyjne mogą dać fałszywy wynik. „Dziecko może być tak zwaną mozaiką, to znaczy mieć zarówno komórki prawidłowe, jak i charakterystyczne dla wady genetycznej. Diagnosta zinterpretuje taki wynik jako chorobę, podczas gdy jest to całkiem zdrowe dziecko. Zdarzają się też zwykłe ludzkie błędy” – mówi ginekolog położnik dr Marek Ślusarski (J. Najfeld, Dzieci do aborcji, „Gość Niedzielny", 16 czerwca 2013). Dopuszczając prawo do aborcji w przypadku „uszkodzenia płodu”, jednocześnie godzimy się z tym, że uśmiercany będzie również pewien odsetek dzieci chorych, ale bynajmniej nie tak ciężko, jak sugerowałyby badania, a także że będą zdarzać się przypadki uśmiercania dzieci całkowicie zdrowych.
Minęło kilka tygodni, nim rodzice oświadczyli nam tę nowinę – będziemy mieli szóstego członka rodziny. Starszy brat, ja oraz siostra byliśmy już wówczas w szkołach średnich. Musiała minąć jakaś chwila, nim zaskoczenie ustąpiło radości…
Niezwykle podziwiałam mamę. Wszystko już w życiu miała poukładane. Dobra praca, kochający mąż, mieszkanie, dzieci prawie odchowane. Ciąża w takim momencie wywołuje wątpliwości. Ale miłość i poszanowanie człowieka były zawsze na pierwszym miejscu. Dziecko przez nas wszystkich było oczekiwane z wielką radością.
Mama nie była już pierwszej młodości. Istniało ryzyko i pojawiły się komplikacje – z dzieckiem niestety było coś nie w porządku. Seria badań wykluczyła niektóre częściej spotykane „defekty płodu”, jak na przykład zespół Downa, ale diagnoza i tak była porażająca – rozszczep kręgosłupa. Wada ta powstaje około trzeciego tygodnia ciąży i polega na niezamknięciu kanału kręgowego. W praktyce oznacza to tyle, że prawdopodobnie dziecko ma uszkodzony system nerwowy, towarzyszy temu często wodogłowie, które może pociągnąć za sobą poważne problemy umysłowe.
Podczas jednych z pierwszych dokładniejszych badań lekarka wprost oświadczyła: „Z tego dziecka to nic nie będzie”. I następnie zaprosiła do swojej prywatnej kliniki.
Kasia – tak właśnie ma na imię moja najmłodsza siostra – miała nie chodzić, nie siadać, nie kontrolować swojego pęcherza, nie wspominając już o wadach umysłowych i masie innych przerażająco brzmiących wadach rozwojowych. Rodzice zmieniali lekarzy. Choć bardzo załamani prezentowanym nam scenariuszem, nie zgadzali się na aborcję. Poszukali takiego, który podjąłby się ją poprowadzić. I takiego właśnie znaleźli.
Zaraz po porodzie Kasia przeszła operację kręgosłupa, miała wstawioną zastawkę. I ku ogromnemu zaskoczeniu nas wszystkich przez kolejne miesiące nie przestawała zadziwiać swoją przekorą i wolą życia. Grała wszystkim na nosie swoimi błyskawicznymi postępami. Wodogłowia ani śladu, wkrótce po narodzinach Kasia ruszyła swoimi nóżkami, potem usiadła, następnie zaczęła raczkować… Po tym doświadczeniu jeden z lekarzy prowadzących poinformował nas, że zamiast proponować aborcję małżeństwu w bardzo podobnej sytuacji, wyrazili swoją gotowość i wolę walki o jego życie!
Dzisiaj Kasia ma już 11 lat. Nadal sporą część jej i naszego życia – zwłaszcza mamy, która przecież na dekadę zawiesiła swoją karierę – zajmuje rehabilitacja. Kasia dalej nas jednak zadziwia i stale robi kolejne postępy. Usamodzielnia się ta, „z której miało nic nie być”. Nauczyła się chodzić. Uwielbia tańczyć i jeździć na rowerze. W tym roku pojedzie na narty. Jest pogodna, dowcipna i inteligentna. Lubi swoją szkołę, ma przyjaciół, swoje nadzieje i zmartwienia, dobre i złe humory, swoje marzenia, pasje i plany na przyszłość.
To wola i nastawienie rodziców odgrywają największą rolę, kiedy słyszy się „wyrok” po raz pierwszy. A i każdy kolejny nie jest mniej bolesny. Z pewnymi problemami borykamy się do dziś. Są inne niż te, które dotykają człowieka zupełnie zdrowego. Ale nawet nie warto ich roztrząsać. Miłość i wzajemny szacunek rekompensują wszelkie braki. Nie chcielibyśmy tego zamienić na żadne inne wygodniejsze życie.
Ela
Powyższy fragment pochodzi z książki Zbigniewa Kaliszuka Zmanipulowany umysł, Wydawnictwo M, Kraków 2016. Książkę możesz kupić TU