Nie ma co ukrywać, że poważnym problemem, w każdej niemal rodzinie, jest ustalenie kto tu rządzi. Od jego załatwienia zależy spokój w rodzinie, ale także realność naszej miłości.
Ten spór jest także zakorzeniony w naszym egoizmie, w tym, że chcemy by nasze było na wierzchu, że uznajemy, że JA/MOJE jest kluczowe. I dlatego nieustannie prowadzimy walkę o władzę. W Polsce mówi się, że jest prosta metoda, by to załatwić. Trzeba ustalić, że od decyzji w rzeczach ważnych jest mąż, a od pozostałych żona. Jakie to są pozostałe? Wiadomo, gdzie jedziemy na wakacje, co zjemy, jakie będą ściany, gdzie będziemy mieszkać itd. A jakie ważne: globalne ocieplenie, światowy pokój, zdradliwa natura kapitalizmu. Tyle, że to nie jest rozwiązanie, bo w istocie zawsze jedna ze stron rządzi, a druga się podporządkowuje. Z poczuciem bycia ofiarą albo w wygodnym samozadowoleniu, że za nic nie odpowiada, co w istocie równie zdradliwe dla małżeństwa. Rozwiązanie jest inne, to znaczy zmiana rozumienia władzy w domu. Świetnie pokazuje to św. Jan Chryzostom. „Poznałeś miarę posłuszeństwa, poznaj też miarę miłości. Chcesz, żeby ci żona była poddana jak Chrystusowi Kościół? Troszcz się i ty o nią, jak Chrystus o Kościół? Choćby trzeba było oddać za nią życie, dać się rozerwać na części, choćby cokolwiek innego znieść, nie wahaj się! A jeśli nawet to przecierpisz, dotychczas jeszcze nie uczyniłeś nic równego temu, co uczynił Chrystus!” – pisał św. Jan Chryzostom. I tu dochodzimy ponownie do istoty problemu: nie jest istotne, kto tu rządzi, ważne jest, kto komu się ofiarowuje, kto komu się poświęca.
Rozmawiając o władzy i obowiązkach w rodzinie warto też sobie uzmysłowić, jak ważne jest przywrócenie roli ojca, mężczyzny w wychowaniu dzieci. Nie jest i nie może być tak, że od wychowania dzieci jest matka, istotną rolę w tym procesie odgrywa ojciec i nie może on od tego uciekać. „… tam, gdzie warunki społeczne i kulturalne łatwo skłaniają ojca do pewnego uwolnienia się od zobowiązań wobec rodziny i do mniejszego udziału w wychowaniu dzieci, konieczne jest odzyskanie społecznego przekonania, że miejsce i zadanie ojca w rodzinie i dla rodziny mają wagę jedyną i niezastąpioną. Jak uczy doświadczenie, nieobecność ojca powoduje zachwianie równowagi psychicznej i moralnej oraz znaczne trudności w stosunkach rodzinnych, podobnie jak w okolicznościach przeciwnych, przytłaczająca obecność ojca, zwłaszcza tam, gdzie występuje już zjawisko tzw. machizmu, czyli nadużywanie przewagi uprawnień męskich, które upokarzają kobietę i nie pozwalają na rozwój zdrowych stosunków rodzinnych” – wskazywał św. Jan Paweł II.
Co to oznacza w praktyce małżeńskiej i rodzinnej? Mężczyzna musi unikać zarówno ucieczki od obowiązków, w pracę, w kolegów, w alkohol, w gry komputerowe, w drętwe sieszenie przed telewizorem czy w internecie, jak i przemocy wobec żony, narzucania jej swojego zdania, agresji czy wymuszania czegokolwiek. Jego postawa musi być postawą służby… Oddawania życia za swoją żonę.
Ale nie oczekujcie, że zbudujecie w ten sposób idyllę, raj na ziemi. Nic takiego w życiu nie istnieje. Papież Franciszek pisze o tym niezwykle mocno w „Amoris laetitia”. „Problem rodzi się wówczas, gdy żądamy, aby relacje były idylliczne czy też, aby ludzie byli doskonali, albo gdy stawiamy siebie w centrum i oczekujemy wyłącznie, aby działo się tak, jak chcemy. Wtedy wszystko nas niecierpliwi, wszystko prowadzi nas do reakcji agresywnych. Jeśli nie dbamy o cierpliwość, to zawsze będziemy mieli wymówki, aby reagować gniewem i w końcu staniemy się ludźmi, którzy nie potrafią żyć z innymi, typami aspołecznymi, niezdolnymi do opanowania impulsów, a rodzina stanie się polem bitwy. Dlatego słowo Boże zachęca nas: „Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważenie – wraz z wszelką złością” (Ef 4, 31). Ta cierpliwość umacnia się, gdy uznaję, że także druga osoba ma prawo do życia na tej ziemi wraz ze mną, taka, jaka jest. Bez względu na to, czy jest dla mnie przeszkodą, czy zmienia moje plany, czy denerwuje mnie jej sposób bycia lub jej idee, czy jeśli nie jest całkiem taka, jak się spodziewałem. Miłość zawsze ma poczucie głębokiego współczucia, które prowadzi do zaakceptowania drugiej osoby jako części tego świata, nawet gdy działa w inny sposób, niż bym sobie tego życzył” – wskazywał Papież. To jest wskazówka dla każdego z nas. Nie ma świata idealnego, a żeby moja żona myślała i odczuwała tak jak ja, to musiałabym wziąć ślub z samym sobą.
Tomasz P. Terlikowski