Antonio Tajani, szef Parlamentu Europejskiego ostrzegł przed konsekwencjami wpuszczania do Europy imigrantów. Ponadto podał rozwiązania, które należy wdrożyć, aby zatrzymać ten proses. Co ciekawe, od miesięcy postulją je Polacy…
Włoch jest jedną z najważniejszych osób w Unii Europejskiej. Już przed kilkoma dniami media doniosły o konflikcie pomiędzy Tajanim a Jeanem-Claudem Junckerem. W piątek we włoskim regionie Marche wygłosił mowę nie pozostawiającą żadnych wątpliwości o jego stosunku do unijnej polityki migracyjnej.
Według relacji przekazanej przez włoską agencję ANSA, Tajani miał mówić o potrzebie "interwencji u źródeł" – należy wyłożyć miliardy euro na walkę z ubóstwem w Afryce, zmianami klimatycznymi, terroryzmem i by zagwarantować stabilizację. Należy do tego zaprząc także siły dyplomatyczne i europejskie przedsiębiorstwa.
Inaczej czeka nas "biblijna wędrówka ludów" z Afryki. Wszystko przez narastające konflikty, głód i brak wody w Północnej Afryce. Tajani mówił o potencjalnych milionach, które skierują swoje kroki do Europy. Dodał, że jeżeli Unia dopuści do rozpoczęcia tak dużej fali migracji, to "sytuacja stanie się nie do zniesienia".
Szef PE wskazał, że powodem jest chociażby śmierć Muammara Kadafiego, libijskiego dyktatora. Doprowadziło to do długoletnich walk i eskalacji konfliktu. Tajani jednak wciąż uważa, że należy imigrantów relokować – w razie niespełnienia postawionych wymagań zagroził karami finansowymi.
Dobrze, że dostrzega teraz błędy Zachodu, ale dlaczego nie chce wziąć za nie odpowiedzialności na własne barki?
