WYDARZENIA

Edukacja seksualna potrzebna jak zmarłemu kadzidło

Jeśli ktoś wierzy, że obowiązkowa edukacja seksualna będzie panaceum na ciąże nastolatek, to jest w błędzie. Ratunek jest na wyciągnięcie ręki – w rodzinie.

 

Nie, nie chcę, żeby 13-letnie dziewczynki rodziły dzieci. To nie ten czas. Nie są na to gotowe przede wszystkim psychicznie. Wiele z nich panicznie boi się pobierania krwi, więc można sobie wyobrazić, jakie spustoszenie w jej psychice zrobi poród. Nie, nie chcę też, żeby nastolatka w ciąży przymusowo była poddawana aborcji, bo ta zrobi w jej psychice jeszcze większe spustoszenie. Czy jest tu jakiś wybór? Wyboru nie ma, bo dziecko już jest, a skoro jest, to musi zostać urodzone. Pytanie jest więc nie o to, czy nastolatki w ciąży muszą rodzić, tylko, co zrobić, żeby w ciążę nie zachodziły. W jaki sposób do nich trafić z przekazem, że każdy seks może skończyć się ciążą, nawet ten najlepiej „zabezpieczony”. W jaki sposób przekonać je do tego, że warto poczekać. I że w tym przypadku pośpiech nie jest najlepszym doradcą, a presja na jak najszybszy „pierwszy raz” jest tylko niemądrą modą, która sprawia, że nastolatki rozum zawieszają na kołku.

 

Najprościej oczywiście uznać, że ciąże u nastolatek to skutek braku edukacji seksualnej, w wersji jak najbardziej liberalnej, kładącej nacisk na techniki czy antykoncepcję. Po informacji o ostatnim porodzie nastolatki znów pojawiły się postulaty dotyczące jej jak najszybszego wprowadzenia. Niech w końcu szkoły, nauczyciele, a także rządzący coś zrobią. A jak zrobią, to problem zniknie.

 

Nie zniknie, nie łudźmy się. Dzieciak, który w pięć sekund rozpracowuje najnowszy model telefonu, który świetnie porusza się w świecie wirtualnym, który jest po tym świecie nierzadko przewodnikiem dla swoich rodziców, świetnie sobie poradzi ze znalezieniem informacji dotyczących technik, zabezpieczeń, udziwnień i wszystkiego, co sprawi, że seks będzie przyjemny. Jemu edukacja seksualna potrzebna nie jest, a przynajmniej nie taka, jaką proponują liberalne organizacje. Nie dowie się bowiem od nich ani tego, jak budować relacje, ani tego, że seks może ranić, tego, że jego skutkiem nie jest niechciana ciąża, a dziecko. Mały człowiek z krwi i kości, za którego trzeba będzie wziąć odpowiedzialność. Gdzie więc ma się tego wszystkiego dowiedzieć i od kogo? Od rodziców.

 

Bo to nas rodziców interes dobrze przygotować swoje dzieci do dorosłego życia. To nas rodziców interes, by nauczyć je wyciągać konsekwencje z popełnionych czynów. W razie ciąży nastoletniego dziecka, to my rodzice stajemy przed wyzwaniem. Bo to jest nasz wnuk. A dla wnuka chcemy przecież jak najlepiej? Prawda. Dlatego to my mamy zrobić wszystko, żeby ochronić dzieci przed kontaktami seksualnymi w wieku lat 12, 13 czy 14. To jest w naszym interesie. To nie do edukatorów seksualnych przyjdą dziewczyny z reklamacją, że tak rekomendowana przez nich antykoncepcja nie zadziałała, tylko przyjdą do nas. I będzie nas bolało, bo coś w naszej relacji z dziećmi zawaliliśmy. Jeśli dziewczyna dostaje od swojego ojca wsparcie i akceptację, to nie będzie jej szukała w ramionach sporo starszego od siebie mężczyzny. Jeśli mama zadba o to, by córka dowiedziała się, jak funkcjonuje jej ciało, kiedy jest płodna, a kiedy nie, kiedy wyjaśni czym jest ciąża, jak wygląda poród, to jest szansa, że zapali się w jej głowie czerwona lampka, zanim pójdzie z kimś do łóżka.

 

Dlatego nie ma zmiłuj, nie ma, że nie wiemy, że się wstydzimy. Trudno, walczymy o nasze dzieci, chcemy ich dobra. A przecież wszyscy się zgadzamy, że seks dla trzynastolatki dobry nie jest. To zadbajmy i o tę sferę. Nie wiesz, jak rozmawiać z dzieckiem o „tych sprawach”, nie ty jeden. Kup sobie literaturę, podpytaj znajomego lekarza. Zaprowadź córkę na wizytę do ginekologa, ale nie po antykoncepcję, a po to, by ten wyjaśnił jej, jak funkcjonuje jej ciało. Sposobów jest mnóstwo, wystarczy chcieć. Zamiast więc ubolewać, że dzieciaki edukują się przez pornografię, zadajmy sobie pytanie, czy coś zrobiliśmy, żeby tej wiedzy nie musiały szukać gdzieś w odmętach internetu? Czy sobie odpuściliśmy pod hasłem, że inni zrobią to lepiej?

 

Jeśli więc zależy nam na dzieciach, a jestem przekonana, że tak, to nie możemy sobie opuszczać. Właśnie jako rodzice. Bo nawet jeśli zapewnimy dzieciom najlepsze szkoły, nawet jeśli poślemy na kurs dziesiątego języka, a nie zadbamy o tę najbardziej delikatną i wrażliwą sferę, możemy obudzić się z ręką w nocniku. Bo zawaliliśmy najważniejsze zadanie.

 

Małgorzata Terlikowska 

Źródło:

Komentarze

Zobacz także

NIESAMOWITE! Czuł się samotny po śmierci żony, zdecydował się na…

Redakcja malydziennik

Trójka dzieci brytyjskiej pary książęcej to nie koniec? "Wątpię, że zatrzymają się na trójce!"

Redakcja malydziennik

Tak umierają Szwedzi: bez pieniędzy i w samotności, a na pogrzebach omija się nawet…

Ładuję....