18-letnia Chinka, Lili, dokonała aborcji w 35 tygodniu ciąży – informuje „The Daily Mail”. Dziecko aborcję przeżyło. Po kilku dniach matka dowiedziała się, że zostało ono sprzedane.
Media nie podają powodów, dla których młoda Chinka zdecydowała się na tak desperacki krok. Być może ktoś uznał, że była za młoda, albo została zmuszona do aborcji, dlatego że nie miała męża. Niezamężne kobiety w Chinach, które zajdą w ciążę, muszą liczyć się ze srogimi karami. Są też społecznie piętnowane.
Jak wynika z policyjnego śledztwa, położna zauważyła, że abortowane dziecko jest żywe. Wyciągnęła je więc z plastikowej torebki, a wtedy ono zaczęło płakać. Kobieta podała dziecku tlen i wodę, a następnie ukryła je w szafce. Nie wiadomo, czy był to chłopiec czy dziewczynka.
Położna została podsłuchana, kiedy dzwoniła do kogoś i proponowała swojemu rozmówcy dziecko.
Kilka dni później Lili dowiedziała się, że dziecko nie zmarło podczas aborcji, tylko przeżyło, a na dodatek zostało sprzedane. Położna została aresztowana, a następnie skazana za porwanie dziecka. Lili zażądała odszkodowania w wysokości 1,1 mln juanów (około 163 000 dolarów), ale sąd nie przychylił się do jej prośby.
Każdego roku w wyniku aborcji w Chinach życie traci około 9 milionów dzieci.