Duchowy lider tybetańskich buddystów na wygnaniu spotkał się dziś w Tawang, jednym z miast Indii, które jest ważnym ośrodkiem Tybetańczyków. W czasie przemowy zaczął rozważać kwestię swojego następstwa.
Według Dalajlamy to sami buddyści powinni podjąć decyzję, czy jego urząd powinien istnieć w przyszłości. Zaprzeczył ponadto, że ma wiedzę, gdzie mógłby się urodzić jego następca. Co ciekawe, nie wykluczył, że mogła by to być następczyni. Zapytany o to, czy kobieta mogła by być kolejnym Dalajlamą, odpowiedział "To także może się wydarzyć".
Problemem jest jednak stosunek Chin do Tybetu, który obecnie leży w granicach tego kraju. Komunistyczne władze uzurpują sobie prawo do wybory następcy XIV Dalajlamy. Tybetańczycy wierzą jednak, że tę władzę pełnią kolejne wcielenia tego samego Dalajlamy. Aby je odnaleźć specjalny urzędnik poszukuje po śmierci duchowego zwierzchnika Tybetu jego następcy.
Spór zaognia dodatkowo kwestia, że Tawang, gdzie obecnie przebywa Dalajlama, to terytorium sporne – uznawane przez Chińczyków jako część ich kraju zajętego razem z Tybetem w 1951 roku.