8 marca najbardziej radykalne z radykalnych feministek wyjdą na ulice, by – jak twierdzą walczyć o prawa kobiet. Tyle, że ich protest wyklucza z grona kobiet ogromną rzeszę pań, które zwyczajnie nie podzielają ich opinii, które z kobiecością czy wolnością nie mają nic wspólnego.
„Gazeta Wyborcza” już grzeje silniki i nawołuje, by 8 marca kobiety (w istocie radykalne feministki) wyszły na ulice. Po co? Bo rzekomo prawa kobiet są łamane. W jaki sposób? Bo na przykład lekarze i lekarki (bo kobieta także to dotyczy) mogą odmówić zabijania innych kobiet, powołując się na klauzulę sumienia. I to jest taki skandal, którego feministki znieść nie mogą. Nie podoba im się także to, że religia jest nauczana w szkołach, bo przecież powinna być nauczana w parafiach. I wreszcie chcą niezależnej komisji ds. pedofilii w Kościele (ciekawe, że pedofilia pewnego polskiego reżysera im nie przeszkadza). Co do tego ostatniego pomysłu może bym nawet podyskutował, ale… co to ma wspólnego z prawami kobiet? Nic. Chodzi wyłącznie o dokopanie Kościołowi.
I już tylko te przykłady pokazują zupełnie wprost, że paniom, które na policzkach rysują sobie rysy i ubierają się w czarne ciuszki, nie chodzi o prawa kobiet, a o to, by móc zabijać innych (zarówno kobiety, jak i mężczyzn), by ograniczać wolność innych (choćby lekarzy), by odbierać rodzicom prawo do wychowywania dzieci zgodnie z własnym, a nie feministycznym światopoglądem (bo o ile religia ma zostać ze szkoły wyrzucona, to seks-edukacja ma tam zostać wprowadzona), by wreszcie walczyć z Bogiem i Kościołem.
Ogromna większość kobiet w Polsce się z tymi poglądami nie utożsamia. Spora część z nich chodzi do kościoła, modli się, rodzi dzieci i kocha je, i wcale nie chce ich zabijać. Nie brak też takich, które chcą mieć dostęp do lekarza, który tylko leczy, a nie dorabia sobie zabijaniem, i który nie szprycuje kobiet szkodliwymi dla niej hormonami, tylko po to, by facet miał zawsze dostęp do partnerki, a koncerny farmaceutyczne zarabiały krocie. Czy te panie dla feministek nie są kobietami? Czy one nie mają prawa do miana kobiet? Czy dla ich postawy nie ma miejsca w społeczeństwie?
Dla feministek odpowiedź jest prosta. Dla normalnej, kolorowej kobiecości, kobiecości, która chce dawać życie, opiekować się nim i chronić je, kobiecości, która przyjmuje życie i wolność innych, a także zawierza siebie, męża, dzieci Bogu – w feministycznej wizji świata miejsca nie ma. Czarny marsz nie ma zatem nic wspólnego z prawami kobiet. Jest on w istocie skierowany przeciw kobietom, przeciw ludziom w ogóle i wreszcie przeciwko Bogu. 8 marca warto więc pomodlić się za feministki, ofiarować w ich intencji Komunię Świętą, czas Adoracji Najświętszego Sakramentu. A zwyczajne kobiety tego dnia mogą ofiarować w intencji feministek własną ciężką pracę. Tę domową, którą ofiarowują Bogu i drugiemu człowiekowi. Demona ateistycznego feminizmu nie da się wypędzić inaczej niż postem i modlitwą. Warto o tym pamiętać 8 marca.
Tomasz P. Terlikowski