WYDARZENIA

Czy jeśli nazwiemy dzieci z Zespołem Downa w łonach matek „uchodźcami prenatalnymi” to Sopot zadeklaruje zaopiekowanie się dziesiątką z nich?

Od kilku dni trwa w Polsce afera wokół rzekomej odmowy przyjęcia dziesięciorga sierot z Syrii. Rzekomej, bo żadnej odmowy nie było, a cała sprawa jest dęta. W niczym nie zmienia to faktu, że – za przykładem amerykańskiego pisarza Matta Walsha – warto im zadać kilka pytań. Moralnych pytań.

Zacznijmy od kwestii oczywistej. Kwestia przyjęcia lub odmowy (gdyby rzeczywiście do niej doszło) sierot potrzebujących pomocy jest problemem moralnym. Pomoc osobom potrzebującym, szczególnie jeśli ich życie jest zagrożone, jest kwestią moralną. I może być tak oceniana. Każdy uchodźca jest istotą ludzką, ma godność i związane z nią prawa, a my mamy wobec niego – rozmaite, bo zależne od sytuacji – ale moralne zobowiązania. I co do tego nie ma sporu. Spór dotyczy, co najwyżej tego, jak najlepiej pomagać: na miejscu czy przenosząc ludzi w zupełnie obce im kulturowo środowisko.

 

Szkoda tylko, że podobnej zgody nie ma w odniesieniu do innych istot ludzkich, których życie także jest zagrożone. Mowa oczywiście o dzieciach w łonach matek, które są w Polsce zagrożone, o ile dotknięte są Zespołem Downa, Turnera czy rozszczepem kręgosłupa. Każda z tych wad genetycznych może być w Polsce przyczyną zabicia, dzieci dotknięte tymi wadami są zaś zagrożone śmiercią w stopniu porównywalnym, a może nawet większym, niż dzieci w Aleppo. Tyle tylko, że ani Sopot, ani wszyscy krzyczący teraz o konieczności przyjęcia sierot do Polski, jakoś nie jest chętny, by z funduszy miejskich albo prywatnych finansować pomoc dla dzieci, które urodzą się ze wspomnianymi wadami. Nie słychać o akcji „przygarnięcia” finansowego dzieci zagrożonych śmiercią, nie ma propozycji, by na każde dziecko, któremu dane będzie się urodzić, przeznaczyć konkretną sumę pieniędzy, która pomoże jemu i jego rodzicom w rehabilitacji. O tym cisza.

 

A przecież sytuacja jest analogiczna. Mamy w przypadku dzieci poczętych do czynienia z istotami ludzkimi. Ich życie jest zagrożone przez innych, silniejszych ludzi i potrzebna jest im pomoc. Jedyną różnicą jest miejsce, z którego owe dzieci mają być wypędzone, czy w którym mają być skrzywdzone. Jedne z nich krzywdzone są w swojej ojczyźnie, drugie w pierwszym i najbezpieczniejszym dla nich miejscu, jakim jest łono matki. Pierwsze mają być likwidowane, bo mają pecha i urodziły się w przestrzeni wojny, drugie, bo są chore, a w kraju, w którym żyją ich matki uznaje się, że niepełnosprawni mogą być likwidowani. Jedne giną z powodu skandalicznych działań wojska i zaniedbań polityków, inne z powodu działań lekarzy i równie skandalicznych zaniedbań polityków. I jednym i drugim należy się nasz ratunek.

 

Tyle, że te drugie, dla wielu z tych, którzy teraz krzyczą na temat rzekomego skandalu wokół sierot, są przeszkodą do szczęścia, którą należy usunąć. Przypomnijmy, że ci, którzy teraz najgłośniej krzyczą w sprawie sierot z Aleppo, kilka miesięcy temu organizowali czarne marsze, których celem było likwidowanie innych dzieci. I aż trudno nie zadać pytania, co takiego odmiennego, jest w dzieciach z Zespołem Downa, że one mogą być zabijane i w ich przypadku nikt nie robi afery? Może chodzi o język? Czy gdyby dzieci z Zespołem Downa nazwać „uchodźcami prenatalnymi” albo „sierotami z łon matek”, to wówczas lewica i liberałowie nagle zainteresowaliby się ich losem? A może nadal krzyczeliby, że akurat te dzieci ratowania nie są godne, bo one powinny być zamordowane, tak by nie sprawiały kłopotu rodzicom i otoczeniu? Jeśli tak, to ich obecne użalanie się nad losem sierot jest kompletnie pozbawione wiarygodności!

 

Tomasz P. Terlikowski

Źródło: MalyDziennik.pl

Komentarze

Zobacz także

Feministki są z Marsa, normalne kobiety z Wenus!

Owsiak do Terlikowskiego: niech się Pan wstydzi! Terlikowski odpowiada: To u Pana coś nie styka!

Redakcja malydziennik

Szwecja zmienia prawo! Teraz taki seks będzie gwałtem, albo …

Ładuję....