I znowu słyszę, że grzechy przeciw szóstemu przykazaniu, przeciw czystości nie są takie znowu ważne, bo jest wiele innych ważniejszych. Może i tak, ale z drugiej strony Matka Boża w Fatimie mówiła, że to z ich powodu najwięcej ludzi idzie do piekła.
A jeśli pomyśli się o współczesności, to właśnie z tym przykazaniem związana jest plaga pornografii (uzależniającej i niszczącej nie tylko małżeństwa, ale i mężczyzn i dzieci w stopniu niesłychanym, a także niszczącą możliwość normalnego postrzegania seksualności), niewierności małżeńskiej (związanej z głębokimi ranami zadawanymi innym osobom: mężom i żonom, dzieciom i innym rodzinom), niefrasobliwości seksualnej, która rani – i to w bardzo młodym wieku – kolejne pokolenia i utrudnia im późniejsze życie w czystości. I jakoś nie wierzę, by mężczyzna, który zdradza żonę, rani swoje dzieci, prowadzić mógł w tym samym czasie zdrowie i mądre życie modlitewne. Może jestem słabej wiary, ale wiem, że kiedy grzeszę (w różnych kwestiach) to umiera moje życie modlitwy.
Niemoralność seksualna, o czym pięknie pisał św. Maksymilian, jest także drogą przez którą diabeł wprowadza zwątpienie w prawdy wiary. Nie chcę żyć zgodnie z nauczaniem Kościoła, grzeszę, więc porzucam Kościół. I znowu przez szóste przykazanie, przez grzechy seksualne dochodzi do straszliwego zła.
I na koniec: nie twierdzę, że jest to jedyny grzech, a jedynie, że jest to grzech niezwykle częsty i niezwykle mocno niszczący naszą tożsamość. „Strzeżcie się rozpusty; wszelki grzech popełniony przez człowieka jest na zewnątrz ciała; kto zaś grzeszy rozpustą, przeciwko własnemu ciału grzeszy”. Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” (1 Kor 6,18-20)
Tomasz P. Terlikowski